"Moja krew" dzisiaj wskoczyła na półki księgarń i myślę, że nie jedna osoba chętnie ją kupi, ale czy warto po nią sięgnąć? Musiałam sprawdzić, a tę chęć na lekturę miałam już jak zobaczyłam okładkę w zapowiedziach, a po przeczytaniu opisu przepadłam. Co nie znaczy, że mnie zachwyciła, prawda? Ale poprzeczka była postawiona wysoko, wszak to kolejny dreszczowiec tej jesieni, który może okazać się petardą tego roku.
O czym jest ta książka? Całość skupia się na głównej bohaterce, Clarze i jej dwóch synach, bliźniakach. To kobieta, która jest silna, sama sobie radzi jako matka, a do tego obejmuje bardzo ważną funkcję ministra sprawiedliwości. Nie może być łatwo kiedy ktoś jest przekonany o swoich poglądach, broni i ich i w każdym temacie ma swoje zdanie. To może jej zaszkodzić.
Jednak skupiamy się podczas lektury nie tylko na życiu zawodowym Clary, ale także prywatnym, w którym, jak każdy, ma pochowane wiele tajemnic. Ktoś by powiedział, że ma trupy w szafie... pewnie by się zbytnio nie pomylił, ale o tym musicie przekonać się sami podczas czytania. Co ciekawe, nasza główna bohaterka przez swoją przeszłość odmawia przyznania jej ochrony, nie chce pomocy, co odbije się jej czkawką. Dlaczego? Zostają porwani jej synowie i postanawia, że sama ich musi odszukać. Czyżby przyszło jej właśnie zapłacić za swoje grzechy? Czy najwyższą cenę zapłacą dzieci za błędy, przewinienia, za własną matkę?
Zawsze podczas czytania czy oglądania filmu, serialu z wątkiem porwania dzieci zastanawiam się co kieruje rodzicami gdy zakładają z góry, że sobie poradzą sami, że znajdą porwanych, że zapłacą okup i wszystko wróci do normy. Jednak nie można z góry osądzać jeśli się w takiej sytuacji nie było, a bliskim grożą śmiercią. Często irytują mnie tacy bohaterowie, bo mam wrażenie, że są lekkomyślni, naiwni. Nie tym razem. Clara to kobieta, o której śmiało można i bez ogródek powiedzieć, że to baba z jajami. Dlatego razem z nią przeżywałam chwile niepokoju, wręcz namacalnego strachu, bo taki stworzyła autorka. Miałam wrażenie, że to wszystko wydarzyło się naprawdę, bo opisane zostało tak, że ma się nieprzyjemne uczucie, że uczestniczy się w całej gonitwie za życiem dzieciaków, a jednocześnie chce się pomóc głównej bohaterce. Tylko czy warto? Cięzko powiedzieć, kiedy bohater wzbudza w czytelniku całą masę uczuć, ale jednak gdzieś tam w środku czuje się do niego sympatię, a może nawet zaufanie. Gorzej, gdy okazuje się, że niesłusznie, a to pani polityk, więc spodziewać się można po niej wszystkiego, również okropnej manipulacji.
Lubię, gdy w fabule znajduję coś innego, nowego, zaskakującego, a rozwiązanie znajdujące się na końcu historii jest zupełnie nie takie, jak sobie wymyśliłam podczas czytania. W tym przypadku tak właśnie jest. Lubię też happy end'y, ale też książki, w których zakończenie jest obrzydliwe, zalane krwią, kończy historię paskudnie i ciężko się z niego otrząsnąć. Nie powiem Wam jak jest w tym przypadku, musicie się przekonać sami czy na końcu gości uśmiech i ulga, czy załamanie i łzy. Za to powiem, że to rasowy thriller psychologiczny, który warto wrzucić na swoją listę "do przeczytania, pod kocykiem, z kubkiem herbaty, tej jesieni".
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Wielka Litera.