Wyobraźcie sobie, że ludzie mogą być resetowani. Usuwana jest cała ich pamięć, wspomnienia, znajomości, każda najdrobniejsza chwila. Wszystko.
Właśnie to spotkało nastoletnią Kylę. Władze twierdzą, że wcześniej była terrorystką, a dzięki zresetowaniu otrzymała drugą szansę. Nie wszystko poszło zgodnie z planem, bo w umyśle Kyli odzywają się echa przeszłości. Chcą odkryć prawdę, Kyla musi uważać na to, komu może zaufać.
Już na początku zaznaczę, że po zapoznaniu się z tyloma pozytywnymi opiniami miałam co do książki dość spore oczekiwania. To, co otrzymałam, nie porwało w takim stopniu, jak mogło. Po skończeniu książki czułam lekkie rozczarowanie. Zastanawiałam się – skąd te liczne zachwyty? Czy właśnie przeczytałam inną książkę? Bo ta, którą skończyłam, była... dobra. I tyle. Bez ochów czy achów, po prostu dobra. I zacznę od tej pozytywnej strony.
„Zresetowana” autorstwa Teri Terry zainteresowała mnie ze względu pomysł. Zamysł resetowania bardzo mnie zaintrygował i notorycznie skłaniał do refleksji. Czy powinno się usuwać ludziom pamięć wbrew ich woli? Czy w ogóle powinno się to robić? Kto ma prawo o tym decydować? Wiele takich pytań nasuwało się w trakcie czytania.
Jednak czasu na zastanowienia nie było wcale dużo, bo tempo akcji na to nie pozwala. Jest ono szybkie jak błyskawica, jak się już zacznie czytać to trudno się oderwać. Dobrze poprowadzony jest temat resetowania. Autorka skrupulatnie buduje napięcie, które stale utrzymanie jest na wysokim poziomie. Nie podaje niczego na tacy, stopniowo odkrywa przed czytelnikiem kolejne tajemnice. No właśnie, te tajemnice...
Tu pojawił się pierwszy zgrzyt spowodowany zbyt wielkimi oczekiwaniami. Spodziewałam się zwrotów akcji, które spowodują mimowolne opadanie szczeki czy spadek z fotela. Jednak to, co zastałam wymusiło we mnie ewentualnie delikatne podniesienie brwi. Wielu zwrotów akcji się spodziewałam, a na niektóre czekałam z tabliczką powitalną od dłuższego czasu. Jednym z nich była odkryta tajemnica na samym końcu książki.
I właśnie tam pojawia się drugi zgrzyt. Żeby nie było – czyta się ją równie szybko jak resztę książki, nie ubywa tam napięcia. Nawet mimo tego, że finalnego obrotu spraw byłam pewna od początku książki. Ale nie ukrywajmy – on musiał się pojawić, bo bez niego nie byłoby satysfakcji z czytania. Jednak tej satysfakcji i tak nie ma, bo tak jakby nie ma zakończenia. Miałam wrażenie, że „Zresetowana” kończy się w połowie. Zastanawiałam się – gdzie się podziała reszta stron? Odpowiedź brzmi – druga część. Nie lubię takich zagrań w celu pobudzenia sprzedaży kolejnych tomów.
Podsumowując – dostajemy dobrze napisaną młodzieżówkę o ciekawym zamyśle, jednak przez zbyt wysokie oczekiwania i urwanie fabuły w połowienie nie zachwyciła mnie. Polecam tym, których zainteresował temat, jednak ostrzegam, że raczej na jednej powieści się nie skończy (tak jak u mnie, bo mimo wszystko jestem ciekawa dalszego rozwoju zdarzeń).