Książka- rarytas, w której wybitny mistrz pióra opisuje legendarnych mistrzów pięści. Chyba jedna z pierwszych pozycji o tematyce bokserskiej na naszym rynku. A przynajmniej najstarsza (?) z tych "dostępnych" do dzisiaj...
Przybliża historię i czasy "ówczesne" sportu, zwanego niekiedy "szlachetną sztuką samoobrony"...
Znajdziemy w niej rozdziały poświęcone pionierom boksu. Zarówno tego światowego, jak i naszego, rodzimego.
A także sylwetki wybitnych ringowych czempionów pierwszej połowy XX wieku...
W tego typu dziele nie mogło więc zabraknąć "wzmianki" o Jacku Broughtonie, zwanym przez wielu historyków sportu "Ojcem boksu"...
Anglik ten, zanim trafił pod skrzydła legendarnego J.Figga i jego " Akademii pięściarskiej" - był wioślarzem, zajmującym się przewozem ludzi i towarów z jednego brzegu rzeki - na drugi.
Praca ta z pewnością "zapewniła" mu solidną krzepę fizyczną, a dodając do tego szlify techniki w walce na pięści, pod okiem samego mistrza Figga - "powstał" produkt wręcz "idealny" dla raczkującego jeszcze wówczas ( pierwsza połowa XVIII wieku) boksu.
Broughton nie był olbrzymem, mierzył niespełna 180 cm wzrostu, przy wadze około 90 kg - jednak nie "przeszkodziło" mu to przez wiele lat być niekwestionowanym mistrzem wszechwag.
Rozbijał w ringu kolejnych śmiałków, pragnących odebrać mu miano najlepszego wojownika świata w walce na pięści. Pojedynki te nierzadko były dość brutalne. Po jednym z nich, gdy przeciwnik zmarł w wyniku odniesionych obrażeń - Broughton ustanowił pewne zasady, mające zapewnić walczącym między linami zawodnikom "większe bezpieczeństwo". I owe reguły, z licznymi, oczywiście - modyfikacjami, stały się z czasem solidnymi podstawami pod ogólne przepisy dotyczące oficjalnych pojedynków bokserskich...
W książce poczytamy też o pewnym bitnym Francuzie. Georges Carpentier, bo tak się on nazywał, miał niebywały talent do walki na pięści. Mimo "średnich" warunków fizycznych szybko zdominował najcięższe kategorie wagowe w Europie, i odważnie ruszył na podbój Ameryki. A w tzw."międzyczasie" zdążył jeszcze zostać bohaterem podczas I wojny światowej... Ale wracając do sportu - za "Wielką Wodą" Carpentierowi nie szło już tak dobrze, jak na Starym Kontynencie. Bo owszem, "trochę wygrywał", ale w starciach z najlepszymi spośród Amerykanów (Dempsey, Tunney) - zaliczał jednak porażki...
Na kartach tej książki znajdziemy także sylwetki naszych przedwojennych, bokserskich gladiatorów. Takich m.in. jak A.Kupka czy A.Kolczyński. I poznamy ich tragiczne, pozaringowe, losy...
Nic, tylko czytać, niespiesznie zagłębiając się w odległe, spowite już nieco mgiełką zapomnienia, czasy...