"Mistrz" Tadeusz "Teddy" Pietrzykowski rękopisy i opowieści ojca z Auschwitz zebrała Eleonora Szafran,
Nie jestem zaskoczona, że historia Tadeusza Pietrzykowskiego została wyciągnięta z niebytu i ponownie przypomniana szerszemu gronu, bo poza książką, na jej podstawie powstał film, który od niedawna gości na ekranach kin, przy okazji przywracając "Teddiemu" należną mu pamięć. Filmu co prawda nie widziałam, wydaje mi się jednak, że powierzenie głównej roli Piotrowi Głowackiemu jest strzałem w dziesiątkę, bo kiedy patrzę na jego postać i charakteryzację, mam wrażenie, że nadaje się do niej idealnie. Oglądaliście już?
Książka powstała na podstawie rękopisów, które pozostawił po sobie w pamiętniku Tadeusz Pietrzykowski, minimalnie przeredagowanych, żeby zachować spójność narracji, relacji nagranej i spisanej w 1976 roku przez Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, a także w oparciu o wspomnienia bohatera niniejszej historii opublikowane w tygodniku "Sportowiec" w 1978 roku. Ponadto Tadeusz Pietrzykowski prowadził osobistą kronikę, w której gromadził liczne wycinki prasowe. Zachowały się również luźne notatki, a także grypsy pisane do matki z obozów. Wszystko to czyta się z zapartym tchem.
Tadeusz Pietrzykowski przed wojną uczeń pięściarski znanego w świecie bokserskim i sportu w ogóle Feliksa Stamma, mistrz Warszawy z 1937 roku w wadze koguciej. Gdyby nie wybuch wojny być może również znany malarz bądź architekt, bo w październiku 1939 roku planował zacząć studia w Akademii Sztuk Pięknych. Wojna zaprowadziła go jednak do Oświęcimia, gdzie dotarł z pierwszym polskim transportem wiosną 1941 roku, stając się na kolejne lata numerem 77.
Wola przeżycia, a także szczęśliwy splot wydarzeń umożliwiły mu przetrwanie Oświęcimia, a potem kolejnych obozów, do których aż do wyzwolenia był przenoszony. Bliski wycieńczenia otrzymał szansę stoczenia walki bokserskiej, a potem następnych, które z dużym prawdopodobieństwem zmieniły jego obozowy los i uratowały życie.
Poszczególne rozdziały książki są kolejnymi wycinkami z obozowych wspomnień. Poprzedzone komentarzem córki, która stara się w krótkich zdaniach jeszcze bardziej przybliżyć postać ojca, a przy okazji zastanawia się, jaki wpływ miała na niego obozowa codzienność i skąd mógł czerpać siły, żeby przetrwać pięć lat nieludzkiego traktowania.
To zarazem kolejna książka, przeczytana przeze mnie w ostatnim czasie, która szerokiemu gronu czytelników przywraca pamięć człowieka, któremu wojna odebrała wszystko.
Sport w obozie nie pełnił tylko funkcji rozrywkowej, mającej na celu zapewnienie rozrywki Niemcom. Tadeusz Pietrzykowski podkreśla również jego funkcję mobilizacyjną, mającą na celu danie nadziei i zdopingowanie uwięzionych do przetrwania, bo wygrana kolegów była jak spełnienie marzeń o wygraniu walki o życie, czego następstwem będzie wygranie wojny. Nie tylko Pietrzykowski walczył. Wspomina on również nazwiska innych kolegów, pięściarzy, zapaśników, piłkarzy, nie zapomina o tym, że ryzykując życie nie chcieli oni, jak chociażby Bronisław Czech, współpracować z Niemcami.
Książkę uzupełniają liczne zdjęcia, dokumenty oraz rysunki autora. Dobrze, że takie historie dzięki książkom czy filmom ocala się od zapomnienia.