Aurelia Es jest autorką miniatur literackich, opowiadań, wierszy, tekstów piosenek, a także powieści. Jak sama mówi, pisze z potrzeby serca i ciała o uczuciach, wątpliwościach, zdradzie i nadziei. Zaintrygowana osobą pani Aurelii zdecydowałam się sięgnąć po jej powieść "Miłość? Bardzo proszę...", która okazała się naprawdę oryginalna, ale też zupełnie różna od moich oczekiwań.
Autorka wprowadza nas w świat mieszkańców kamienicy przy ulicy Krzywej. Są to z pozoru zwyczajni ludzie, którzy wiodą proste codzienne życie. A tymczasem pozory mogą mylić... Mamy zatem Urszulę, zwaną przez wszystkich Szyszką, która interesuje się sztuką i utrzymuje bardzo dobre relacje z pozostałymi sąsiadami, zawsze może liczyć na ich pomoc i wsparcie. Jest emerytowany ksiądz Franciszek, który prowadzi arcyciekawe dialogi z Wszechmogącym. Mamy też Franka - młodego chłopaka, który nie stroni od alkoholu i narkotyków. Jest starsza pani z sercem na dłoni zwana babcią Julcią, która angażuje się w sprawy sąsiadów, a jej syn Adam - reporter podróżnik oraz jego żona odgrywają w tej opowieści istotną rolę. Mamy wreszcie Sebastiana i Marcela - parę gejów, którzy prowadzą antykwariat.
Taka barwna mieszanka charakterów i osobowości musi zaowocować niebanalnymi wydarzeniami...
Książkę Aurelii Es "Miłość? Bardzo proszę" można określić jedynym słowem jako nieszablonową. Powieść wymyka się ustalonym ramom i schematom. Nie jest długa - nieco ponad 270 stronic, a mimo to sporo w niej wątków i tematów. Podzielona na trzy części pozwala nam przenosić się w czasie od teraźniejszości do przeszłości i z powrotem.
Napisana jest dość specyficznym językiem i na pewno nie każdemu czytelnikowi przypadnie do gustu. Obrazowy styl, krótkie zdania niczym kadry z filmu zasypują nas konkretnymi scenami, skróty myślowe wymagają od czytelnika pełnego zaangażowania w lekturę. Dialogi poprzez swoją formę niejednokrotnie kojarzą się z tekstem piosenki i tak naprawdę niewiele wnoszą do treści. Taka kompozycja powieści nie jest latwa w odbiorze. Początkowo całość wydaje się jednym wielkim misz-maszem, ale stopniowo z tego ogólnego chaosu wyłania się sensowna, logiczna i klarowna historia o sztuce, miłości, małżeństwie, zdradzie, chorobie psychicznej, niepełnosprawności i wierze. Autorka postawiła na bardzo specyficzne i różnorodne portrety charakterologiczne, które pozwalają zobrazować dość dokładnie społeczność sąsiadów. Taki zabieg daje do myślenia i pozwala przeanalizować konkretne postawy.
Trafne spostrzeżenia na temat życia, wyborów i konsekwencji działań ubrane zostały w ironię i podteksty. Pierwiastek mistyczny odnoszący się do rozmów księdza z Bogiem daje możliwość wyjścia poza ramy. Moim zdaniem jest to najciekawszy aspekt tej opowieści. Historia stawia przed czytelnikiem konkretne pytania, zachęca do przemyśleń i poszukiwania odpowiedzi. Autorka nie stroni od kontrastów, łączy elementy różnych gatunków - mamy wątki romansowe, obyczajowe, psychologiczne i sensacyjne, które ostatecznie tworzą nie tyle baśniową, co raczej groteskową opowieść.
Podsumowując cieszę się, że sięgnęłam właśnie po tę książkę. Lubię nietuzinkowe i oryginalne historie. Lektura tej powieści była ciekawym doświadczeniem. W tym całym ambarasie zabrakło mi jednak emocji. Być może z uwagi na samą formę przekaz ten jakby rozmył się, zszedł na dalszy plan, a szkoda. Niestety, pomimo szczerych chęci i ogólnego pozytywnego nastawienia muszę przyznać, że powieść Aurelii Es "Miłość? Bardzo proszę..." to nie do końca moja bajka. Dlatego najprawdopodobniej było to moje pierwsze i zarazem ostatnie spotkanie z autorką.