Zofia jest ambitną dziennikarką i perfekcyjną kobietą. Ma dobrą pracę i poczciwego męża, do pełni szczęścia brakuje jej tylko… miłości. Takiej rodem z romantycznych lektur albo filmowych romansów. Miłości idealnej, wzniosłej, opartej na porozumieniu dusz i symbiozie ciał. Niestety mąż niezbyt się nadaje: jest pospolitym zjadaczem chleba, w wolnym czasie gra w gry komputerowe, a na domiar złego uwielbia piwo, którego Zofia nie znosi.
Kiedy splot okoliczności i przypadków rzuca małżonków do przepięknych Aten – Zofii od razu wpada w oko przystojny Grek, Sokrates. Atmosfera upalnych dni i długich zmysłowych wieczorów sprzyja płomiennemu romansowi, który już wisi w powietrzu…
Czy Zofia odnajdzie spełnienie u boku Sokratesa? A może nie wszystko złoto, co się świeci?
"Zastanawiał się, czy powiedzieć jej, że nie jest doskonała. Że posiada pęknięcia, jak wszyscy ludzie, a mimo to nadal ją kocha. Na tym etapie nie zrozumiałaby go jeszcze. Jeszcze nie. Miała trudny charakter, ale wciąż chciał się nią opiekować. Nie potrafił jej zranić."
"Miłość po grecku" to co prawda lekka, wakacyjna lektura, ale pod tą otoczką skrywa się wiele istotnych aspektów i problemów naszego życia, na które warto zwrócić uwagę. Autorka przede wszystkim otwiera nam oczy na to, co mamy tuż obok. Człowiek bowiem już jest tak skonstruowany, iż gubi się w nawale obowiązków, codzienności, przyzwyczaja się do pewnych rzeczy, wszystko mu powszednieje. Zwykle zaczyna doceniać to, co najcenniejsze w momencie, kiedy może to stracić. Ta historia doskonale wskazuje na co powinny być zwrócone nasze oczy. Byśmy nie zapominali o pielęgnacji naszego związku.
Barbara Seeman-Włodarczak stworzyła bohaterów różnorodnych, posiadających takie cechy charakteru, które sprawiają, że nasz stosunek wobec nich ciągle ulega modyfikacjom. Bardzo lubię takie kreacje. Nikt przecież nie jest krystalicznie czysty, nie ma samych zalet i wad. Dlatego tym bardziej postaci wydają się nam prawdziwi, tacy z którymi możemy się utożsamić. Zofia, choć na swój sposób polubiłam ją, to w niektórych sytuacjach odnośnie Tomasza irytowała mnie. Do jej przyjaciółki Ani nie znalazłam ciepłych uczuć. To kobieta bez zahamowań i skrupułów, ale przez to jakże dla czytelnika ciekawa. Z kolei nachalność Sokratesa... odpychała mnie.
"Bała się uczucia, jakie w niej wzbudzał. Ale z dnia na dzień uświadamiała sobie, że ten człowiek jest jedyną wyspą na oceanie nicości. Wsparciem na zszarzałym pustkowiu. Jedyną istotą, która wyciągnęła do niej pomocną dłoń wtedy, gdy najbardziej tego potrzebowała."
Książka dostarczyła mi mnóstwo emocji i rozrywki. Historia jej bohaterów sprawiła, że nie mogłam się oderwać od lektury, a co najważniejsze skłoniła mnie do wielu refleksji i przemyśleń.
Ta historia dobitnie uświadamia, że pozory mogą mylić, i nie każdy może być tym, za kogo się podaje. Miłość a zauroczenie to jednak nie to samo. Często te dwa uczucia traktujemy na równi. A przecież, aby kogoś obdarzyć prawdziwym, trwałym uczuciem, nie wystarczy chwila. Na to trzeba czasu, poznania się w dobrych i złych momentach życia.
"Wzdrygnęła się. Absolutna wolność jak jej się wydaje, ma swoje dwie strony. Także tę ciemniejszą. Nigdy i nigdzie nie da się uciec od problemów i trudnych relacji. Można tylko uciec od jednych, by w następnej chwili wpakować się w kolejne. Nie otrzyma się od losu gwarancji na bezproblemowe życie."
Autorka w barwny i malowniczy sposób opisała greckie krajobrazy i wszystkie te miejsca, w których umiejscowiona została fabuła książki. Słysząc Grecja, zawsze mam jedno skojarzenie: Ateny i Sokrates filozof. Oczywiście znajdziemy to w niniejszej powieści.
"Miłość po grecku" to klimatyczna, zabawna i zaskakująca powieść o poszukiwaniu szczęścia, pozorach, konsekwencjach wyborów, dostrzeganiu tego, co najważniejsze i umiejętności cieszenia się chwilą. Czy miłość idealna istnieje? Sprawdźcie koniecznie, upalne Ateny czekają!