Jesień przechadza się po moim ogrodzie zamiatając spódnicami przepięknej sukni haftowanej złotymi, srebrnymi i rubinowymi nićmi. W długich pięknych włosach zawieruszyły się lepkie nitki babiego lata i gałązki krwistej jarzębiny. Jest niezaprzeczalnie piękna. Pachnie dymem, wilgotnymi trawami i chłodem. Najpiękniejsza pora roku ze złocistym wykończeniem opadłych liści kusi do wyjścia na dwór i zatopienia się w niezobowiązującej, lekkiej lekturze na jednej z parkowych ławek. Niestety, zostałam uziemiona w domu przez potwora zwanego potocznie przeziębieniem.
Od wczoraj siedzę poskręcana niczym precel w swoim ulubionym fotelu w towarzystwie chusteczek, leków homeopatycznych i kubka z wiecznie parującą herbatą, ale co to za chorowanie bez lekkiej, podnoszącej na duchu lektury? Żaden, więc zamiast zawiłych opowieści fantasy postanowiłam zajrzeć do ”Lawendowych pól”, bo nawet taka mizantropka jak ja czasami ma ochotę na przeczytanie romansu.
”Lawendowe pola” to swojego rodzaju antologia złożona z trzech opowiadań: ”Kolor lawendy”,” Zapach lawendy” oraz ”Czaru lawendy”. Nie przepadam za antologiami, w ogóle małe formy literackie mnie nie pociągają, ponieważ akcja rozkręca się zbyt szybko i równie szybko się kończy i w sumie tak wyglądają ”Lawendowe pola”, które opowiadają o losach trzech sióstr, ale po kolei.
”Kolor lawendy” to historia najmłodszej z sióstr Campbell, Camilli, która po tragicznym w skutkach wypadku nie potrafi otrząsnąć się z traumy. Z uroczej dziewczyny, Cam zamienia się w agresywną, zrzędliwą jędzę mającą za nic zamartwiającą się o nią najbliższych. Za namową starszej siostry, Violet, Camille wraca na rodzinną farmę. Tam postanawia w samotności i skupieniu uprawiać własne poletko lawendy. Nie przewiduje jednak, że miłość ma do niej zupełnie inne plany i samotność nie wchodzi tutaj w grę.
”Zapach lawendy” opowiada o Violet, siostrze Camille. Jest to roztrzepana trzydziestoczterolatka, która tuż po rozwodzie ze swoją pierwszą i jedyną miłością wróciła do rodzinnego domu. Samotność jej służy. Dlaczego? Kobieta prowadzi bardzo popularny wśród okolicznych mieszkańców sklep „Ziołowa Oaza”, a także hoduje eksperymentalne krzyżówki lawendy. Nie ma czasu na rozmyślania o mężczyznach, rodzinie, dzieciach czy samotności. Wiecznie goniące ją terminy i praca w szklarniach wypełnią jej cały wolny czas.
Pewnego dnia do drzwi domu Violet puka przystojny naukowiec pracujący dla firmy kosmetycznej, niejaki Cameron Lachlan, który ma ocenić, jakość hodowanej przez kobietę lawendy. Vi nawet nie wie, jaką niespodziankę szykuje dla niej kapryśny los.
”Czar lawendy” to opowieść o Disy, najstarszej z sióstr Campbell, która w przeciwieństwie do swojego młodszego rodzeństwa jest despotyczna i pewna siebie. Kobieta jest żoną artysty malarza i jest w mężu do szaleństwa zakochana. Jak wiadomo miłość jest ślepa i Daisy nie dostrzega egoizmu swojego ukochanego, który staje się wprost niemożliwy. Nie mogąc znieść wiecznych kaprysów męża, Daisy decyduje się na rozstanie i wraca do rodzinnego domu i tam postanawia popracować nad swoim życiem. Jednak samotność nie jest pisana najstarszej z sióstr, ponieważ już pierwszego dnia swojego pobytu poznaje Jacka Larsona, który odmieni całe jej życie.
Tak jak już wspomniałam, nie przepadam za antologiami wszelkiego rodzaju, a ”Lawendowe pola” to właśnie taka miniantologia, a szkoda, bo gdyby losy sióstr przeplatałyby się ze sobą książka wiele by na tym zyskała.
Fabuła każdego z opowiadań jest do bólu przewidywalna i prosta, a akcja przypomina pociąg ekspresowy. Rozkręca się szybko i równie szybko się kończy nie pozwalając nacieszyć się lekturą. Kolejne moje zastrzeżenie to bohaterki, które, mimo, że miałyby być zupełnie od siebie różne są męcząco identyczne. Wszystkie zagubione, wszystkie pragnące miłości i wszystkie w ekspresowym tempie poznają wyrozumiałych bajecznych mężczyzn, którzy w świecie rzeczywistym nie mają racji bytu, ale czego można spodziewać się po lekkim, niezobowiązującym romansie, który można pochłonąć w jeden jesienny wieczór?
Wielkim plusem książki jest bajeczna okładka, która totalnie mnie zauroczyła. Piękny pęk lawendy i pastelowe kolory oraz czarnobiałe zdjęcie trzech uroczych, roześmianych dziewczynek kusi po sięgnięcie po ”Lawendowe pola”.
”Lawendowe pola” to idealna odskocznia od codziennych spraw, stresów i męczącej rzeczywistości. Powieść oczarowuje magiczną atmosferą i chociaż nie jestem fanką romansów, bo w moim życiu miłość nie istnieje i nie ma racji bytu ani teraz, ani w przyszłości to jednak książkę czytało mi się przyjemnie i mogę polecić ją każdej dziewczynie, która lubi czasami pomarzyć o księciu z bajki i gorącej, namiętnej miłości, która rodzi się z nieśmiałych spojrzeń i muśnięciach dłoni.