Co było pierwsze? Jajko czy kura? Nie, nie o drobiu rozprawa ta będzie, a o innym życiowym dylemacie: co w życiu ważniejsze? Miłość czy zakochanie?
„Inne historie miłosne” wyszły spod pióra – jednak skojarzenia z ptactwem nieuniknione – rumuńskiego autora – Luciana Dana Teodoroviciego. (Jejku, czy to nazwisko się odmienia??? Nieważne. Na razie odmieniam. Zobaczymy, co będzie później.) Hmm… literatura rumuńska raczej rzadko u mnie gości. A tak właściwie, to sobie teraz uzmysłowiłam, że nie przypominam sobie, abym w szkole, którą wprawdzie dawno kończyłam, ale jednak, miała okazję zetknąć się z rumuńskimi pisarzami. Nie, nie chodzi mi o to, że pozycja ma się znajdować w spisie lektur, ale że generalnie nie przytrafiła mi się inspiracja, czyli nawet pośrednio nie sięgnęłam po żaden tytuł z tamtych stron. Zresztą w obecnych czasach chyba tym bardziej nie ma szans przebić się literatura obca na ukwiecone polskimi wybitnymi osobistościami podwórko literackie. No, bo któż mógłby się równać z Wyszyńskim czy samym biskupem Rzymu??? Nawiązując do ostatnich wydarzeń na niwie edukacyjnej, to chciałabym jednak zobaczyć scenę, gdy minister Czarnek odbiera telefon od zapłakanego dzieciaka, który prosi go (tego ministra znaczy się), by do spisu lektur dodał, np. Ciorana, bo chciałby on (dzieciak znaczy się) dowiedzieć się o nim (o Cioranie znaczy się) czegoś więcej. Już odsuwając na bok wyobraźnię, to przypomniałam sobie właśnie „Historie i utopię” Ciorana. Czytałam ją dawno temu i zdecydowanie nie jest to beletrystyka, natomiast „Inne historie miłosne” Teodoroviciego i owszem.
„Inne historie miłosne” Teodoroviciego można potraktować albo jako zbiór opowiadań, albo jako powieść. Dlaczego tak? Bo w każdym opowiadaniu lub rozdziale (w zależności od podejścia) pojawia się ten sam narrator i występują nawiązania do wcześniejszych lub późniejszych wątków. Ja odebrałam książkę jako zbiór opowiadań i tak też będę ją opisywać.
Najistotniejsze z punktu widzenia całości lektury okazuje się pierwsze opowiadanie, w którym wywiązuje się dyskusja na temat zakochania i miłości. Nie, to nie będzie rozprawa filozoficzna. Dysputa toczy się już późną nocą w barze i zakrapiana jest ciężką whisky, a w tle pobrzmiewa „Dance me to the end of love” Cohena. Czy dwóch mocno wstawionych mężczyzn odkryje coś istotnego w duecie miłości z zakochaniem? Czy o poważnych tematach można rozprawiać w niepoważnym miejscu i na dodatek już lekko bełkoczącym językiem? Miłość jest ślepa. Na cel obiera sobie każdego, nawet w najmniej spodziewanym momencie czy miejscu, więc każda chwila jest dobra, a miłości czy zakochaniu z pewnością ujmy nie przyniesie, by podebatować na ich temat.
Historie Teodoroviciego są mocno osadzone w rzeczywistości i zakotwiczone w prawdziwym życiu, często z zawstydzającymi momentami, błędami, porażkami, a nawet brutalnością i śmiercią. Ta daleka od idealnej, pokryta bąblami i rysami miłość w wydaniu rumuńskiego autora przykuwa jednak uwagę czytelnika. To chyba jej nieidealność i nieperfekcyjność tak nas w niej porusza. Gdyby nie opowiadania Teodoroviciego, niektórzy być może nawet nie dostrzegliby tego uczucia wśród codziennych spraw, przeszliby obok niego, tak czasami niewielkich jest rozmiarów, tak blade i niepewne swoich racji. A my przecież pragniemy efektów WOW! To ma być prawie jak BIG BANG, który nami wstrząśnie, sprawi, że doznamy olśnienia, wewnętrznego objawienia i doda nam skrzyde!. Czyżby więc Teodorovici chciał nam powiedzieć, że miłość i zakochanie potrafią być równie szare jak cała ta rutyna codzienności? Bez euforii i motyli w brzuchu? Skądże. Wręcz przeciwnie, Teodorovici zdaje się mówić „Aż się zdziwisz, gdzie, jak i w ilu odmianach możesz znaleźć tę upragnioną parę, której na imię Zakochanie i Miłość.” Przez to otwierają nam się oczy na rzeczy, których byśmy nie dostrzegli, i serca na uczucia, których byśmy nie doznali.
„Innym historiom miłosnym” Teodoroviciego kolorytu nadaje także rumuńska rzeczywistość, w większości obejmująca okres po obaleniu Ceausescu, ale także z odniesieniami do epoki funkcjonowania reżimowych więzień. Transylwańska wieś, jawiąca się we wspomnieniach bohatera, stanowi ciekawy zbiór emocji przyćmionych pyłem czasu. Tu miejscowe obyczaje droższe niż pieniądz, a podlega im bez wyjątku cała społeczność z Cyganami włącznie. Jedno z opowiadań ukazuje ówczesny sposób podejścia do dochodzenia sprawiedliwości w przypadku ujmy na honorze.
W „Innych historiach miłosnych” Teodorovici zdecydował się na prosty język. Opowiadania pisane z punktu widzenia głównego bohatera-narratora, będącego dziennikarzem, prezentują styl dobrego, acz niekoniecznie wysublimowanego warsztatu, ale to wystarczy, by jednocześnie nie przerósł przytaczanych historii i aby zainteresował odbiorcę. Momentami autor dorzuca nawet garść pikantniejszych sformułowań, by nadać im bardziej swojski wydźwięk.
Teodorovici w „Innych historiach miłosnych” odnajduje miłość w najbardziej zaskakujących miejscach i nieoczywistych momentach. I pewnie jak się domyślacie, nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, co ważniejsze, by osiągnąć spełnienie, by wytrwać w relacji, by zaznać szczęścia: miłość czy zakochanie. Prawdę powiedziawszy odpowiedzi na pytanie, czym jest jedno, a czym drugie też nie.