„Zapomnij, że istniałem” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Beaty Majewskiej, którą możecie znać również pod pseudonimem Augusta Docher. Zaintrygował mnie tytuł powieści, a także przyciągająca wzrok okładka. Postanowiłam sprawdzić, o co tyle szumu z tą książką.
Luiza jest panią sołtys w Milikowie. Jest młoda, atrakcyjna i zachłyśnięta swoją nową rolą. Stara się wykonywać swoje obowiązki profesjonalnie, jest zawsze elegancko ubrana, dba też o stosunki z mieszkańcami wsi. Pewnego dnia udaje się z wizytą do nowego mieszkańca wsi, który zapomniał o złożeniu dwóch deklaracji. Chociaż Luiza słyszała niepochlebne plotki na temat Rafała, jedzie do niego sama, aby załatwić sprawę. Zastaje go podczas ćwiczeń w ogrodzie. Mężczyzna nie jest dla niej zbyt przyjemny. Jest bezczelny, wyśmiewa się, odzywa się do niej lekceważąco. Jednak coś w nim Luizę pociąga. Jest zupełnie inny od jej narzeczonego. Sama jego obecność sprawia, że w jej podbrzuszu zaczyna się kłębić rój motyli. To uczucie, którego kobieta dawno nie zaznała. Tych dwoje bardzo się różni. On, szorstki, tajemniczy, niedostępny, ukrywający się przed światem w miejscu, gdzie diabeł mówi dobranoc. Ona ambitna, zadbana, pragnąca od życia czegoś więcej. Co połączy tę dwójkę, która jest jak ogień i woda i od samego początku drze ze sobą koty? Czy Luizę przyciągnie urok niegrzecznego chłopca?
Czasami jedno słowo, użyte przypadkiem i bez odpowiedniego kontekstu, potrafi przywołać prawdziwą falę wspomnień. To jak kamyk, który choć mały, inicjuje lawinę.
Przyciągnie, tyle mogę zdradzić. Ale to nie koniec niespodzianek. Bo nie dość, że ta relacja jest wyjątkowo burzliwa, Snarski skrywa tajemnice, które bardzo wiele mogą zmienić w życiu obojga. Książka rozpoczyna się mocnym akcentem. Rafał próbuje dodzwonić się do swojej żony, Weroniki, nie udaje mu się. Niedługo później otrzymuje tragiczną wiadomość o wypadku, w którym zginęła jego małżonka i ich trzyletni synek. Później przenosimy się do wsi Milikowo i tam poznajemy Luizę, a później Rafała, jako nowego mieszkańca wsi. Nie daje on się poznać od dobrej strony. Jest niemiły, stroni od ludzi, zachowuje się jak cham i prostak. Mieszkańcy plotkują na jego temat. Nie wiedzą jednak, że ten człowiek ucieka przed swoją przeszłością i przed sobą samym. Próbuje na nowo ułożyć sobie życie, pragnie odciąć się od przeszłości i odnaleźć równowagę. Jest bardziej skomplikowany niż im się wydaje. Luiza początkowo nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. To przecież już dorosła kobieta, a zachowywała się jak rozpuszczona nastolatka. Jej odzywki do matki sprawiały, że moje oczy robiły się coraz większe ze zdziwienia. Traktowała tę kobietę jak służącą, od dziecka przyzwyczajona, że wszystko robi się samo. Nie dość, że matka podawała jej pod nos posiłki, to jeszcze po niej sprzątała. Jak to tłumaczyła Luiza, ona nie miała na takie sprawy czasu, bo przecież makijaż, ubranie się, ułożenie idealnej fryzury zajmowały jej wystarczająco dużo czasu. Normalnie szok. Nie takiej postaci się spodziewałam, ale jestem pod wrażeniem, jak dobrze autorka ją wykreowała. I dzięki temu fajnie było obserwować jej późniejszą przemianę. Pod wpływem Rafała dziewczyna zaczęła się zmieniać. Widziała już nie tylko czyjeś wady, ale zaczęła dostrzegać swoje. Stała się bardziej otwarta, mniej krytyczna, mniej skupiona wyłącznie na swojej aparycji, bardziej na wewnętrznych odczuciach. Zaczęła też zauważać, że ludzie, którzy ją otaczają, poświęcają się dla niej, zaczęła wreszcie ich szanować. Przestała być pępkiem świata dla samej siebie. Jej świat zmienił się na lepsze, chociaż dużo bardziej się skomplikował. Była przecież zaręczona, z powściągliwym i w pewnych aspektach podobnym do niej Damianem, sekretarzem gminy. Nie będę wymieniać jego cech, niech wystarczy fakt, że oboje, zarówno Luiza, jak i Damian, mimo wielu już lat na karku, nadal mieszkali z rodzicami. Ich randki wyglądały w ten sposób, że w konkretne dni popołudniami spotykali się u jednego lub u drugiego i oglądali przytuleni jakiś film. Czasem przerywany miziankiem. Brzmi jak randka w drugiej klasie gimnazjum, prawda? Tacy to byli właśnie dorośli ludzie na poważnych stanowiskach. Ich postacie w tym samym stopniu mnie zszokowały, co ubawiły.
(…) Luiza nigdy po sobie nie sprzątała, od maleńkości nauczona, że wszystko porządkuje się samo – w jej panieńskim pokoju również.
Nie rozpisując się zbytnio na temat samej fabuły, mogę powiedzieć, że fajnie się rozwinęła. Nie brakowało w tej książce zaskoczeń, chociaż w powieści obyczajowej nie za bardzo się ich spodziewałam. Ale były. Był też ciekawie poprowadzony wątek sensacyjny. Największym zaskoczeniem jest zakończenie tej powieści. To było coś, czego, mimo wielu scenariuszy tworzonych w trakcie lektury, kompletnie się nie spodziewałam. Szok i niedowierzanie. Sami zobaczycie. Zresztą wcześniej też jest ciekawie. Tam się wszystko tak szybko dzieje i tak wiele się zmienia, że oczy wychodzą z orbit. Emocjonalnie jednak nie do końca jestem usatysfakcjonowana tą historią. Ciężko było mi się w nią wczuć. Nie zawsze potrafiłam zrozumieć decyzje bohaterów i wczuć się w ich sytuację. I nawet nie potrafię wskazać konkretnego powodu. Na pewno wpływ na to mieli bohaterowie, których ciężko było polubić. Wywyższająca się Luiza, gburowaty Rafał, śliski typ Damian (o Damianie za dużo nie pisałam, ale to taki człowiek, który widzi w kobiecie nie kobietę, a jej pieniądze. Ble..), plotkujący we wsi ludzie. Mieszkańcy wsi nie zostali pokazani z dobrej strony. Wiecznie plotkujący, pijący, niezbyt mądrzy. Postacią, która wpłynęła na mój bardziej pozytywny odbiór tej historii i uratowała zdanie o bohaterach była pani Kazia, mama Luizy. Kobieta prosta, matka poświęcająca się dla swojej rodziny, znosząca z pokorą wszystkie uszczypliwości i niemiłe traktowanie. Bo to, jak traktowała ją na początku Luiza, do najmilszych nie należało. Ta kobieta miała serce na dłoni, robiła wszystko, aby swojemu dziecku nieba przychylić. Jej wypowiedzi były przemyślane i mądre, chociaż zdarzało się i jej powtarzać plotki. Udało mi się ją polubić i fajnie, że się w tej powieści znalazła. Jak pisałam wyżej, miałam problemy, aby emocjonalnie bardziej odczuwać tę historię, nie miałam natomiast problemu, aby poczuć chemię między bohaterami. Napięcie między Luizą a Rafałem było takie, że aż iskry leciały. I można to było odczuć nawet w najzwyklejszych sytuacjach czy w prostej rozmowie. Było też widać, jak bardzo Luiza nie pasowała do swojego narzeczonego. Chociaż z pozoru podobni, nie było między nimi kompletnie niczego. Spodobał mi się też styl autorki, lekki, przystępny, zabawny, chociaż miejscami nieco chaotyczny.
Wystarczyło jednak spojrzeć mu w oczy i już wiedziała, że to on, a równocześnie czuła, że teraz stanie się coś strasznego, znacznie gorszego niż tam, na dole. Że nastąpi katastrofa, koniec świata – jego świata i jej.
„Zapomnij, że istniałem” to gorący, burzliwy romans z dodatkiem odrobiny sensacji w najlepszym gatunku. Nie brak w tej książce intryg, napięcia, chemii między bohaterami, a także rozważań nad ludzką naturą. Fajnie napisana książka, z zaskakującym zakończeniem, które zostawia czytelnika z niezłym bałaganem w głowie i dwoma pytaniami: Cooo? i Jak to w ogóle możliwe? Gorąco polecam!