Wioletta Grzegorzewska jest poetką prozaiczką i tłumaczką z języka angielskiego. Wydała już kilka tomów poezji w kraju i za granicą. W roku 2014 ukazał się tom opowiadań "Gaduły", w kolejnym roku tom ten znalazł się w finale Nagrody Literackiej Nike i Nagrody Literackiej Gdynia.
Studentka pierwszego roku filologii polskiej opowiada swoje przeżycia związane z opuszczeniem rodzinnej miejscowości i przeprowadzeniem się do Częstochowy. Mieszka na różnych stancjach doświadcza tam wielu dziwnych sytuacji i stara się odnaleźć siebie. Pierwszym miejscem, w którym się zatrzymała to hotelik robotniczy, w którym dzieją się różne szemrane interesy, zostaje z niego odesłana przez właścicielkę. Kolejne miejsce to pokój w zakonie. Matka przełożona uważa ją za swoją zmarłą w obozie córkę, świat czasów wojny bardzo mocno łączy się z codziennością. Z tego miejsca zostaje odesłana przez zastępczynie matki przełożonej z pieniędzmi. Znów uciekająca pod osłoną nocy spotyka swojego kolegę, który zabiera ją do swojej znajomej. Z tego miejsca przenosi się do mieszkania, które wynajmuje. Tutaj też dzieją się dziwne rzeczy, pod jej opiekę trafia dziewczyna, której kolega, nie mógł zabrać do swojego domu. Sprawa rozwiązuje się, gdy nakrywa dziewczynę z księdzem w niedwuznacznej sytuacji. Od tego momentu mieszka już sama.
Świat przedstawiony przez studentkę jest mieszaniną historii z czasów wojny, czasów powojennych i lat 90. Granice rzeczywistości są nieostre i niejasne, bohaterka balansuje na krawędzi jawy, snów i wspomnień. Aktualne wydarzenia przenoszą ją w świat wspomnień, przeszłych zdarzeń, słów, obrazów, jest to bardzo niespójne i niejasne. Bohaterka sama balansuje na krawędzi nie wie kim jest, co ją interesuje, dokąd zmierza. Wydarzenia są odrealnione, senne, zaplątane widzimy przeszłość i teraźniejszość, trudno odnaleźć w nich stały, stabilny grunt. Tak jak główna bohaterka ma tylko walizkę i z nią przenosi się z miejsca na miejsce, nie ma korzeni, nie rozpoznaje kim jest, dla każdego jest tym kogo on w niej widzi.
" Czy wszystko wydarzyło się naprawdę? W ciągu trzech lat, od dnia, w którym wysiadłam na dworcu, żyłam jak poczwarka związana oplotem; szłam z walizką pozwalając po drodze, by inni wybierali dla mnie rolę, dyrygowali i wyznaczali kierunek dalszej podróży".