Najnowsza książka Olgi Tokarczuk miała premierę 1 czerwca b.r., ale na długo przed jej ukazaniem się na rynku w zapowiedziach wydawniczych podkreślano przede wszystkim, oczywistą, jak uważano, inspirację „Czarodziejską górą” Tomasza Manna, co zresztą wynikało z wielu wypowiedzi samej autorki, poprzedzających wydanie książki. Po ukazaniu się książki pojawiły się nawet sugestie, że „Empuzjon” to swoista polemika noblistki z Tomaszem Mannem i jego „Czarodziejską górą”. Temat ten, jak w ogóle cały utwór, będą zapewne przedmiotem licznych analiz literaturoznawców, jak i wypowiedzi zwykłych czytelników, którzy po prostu „lubią czytać”. Natomiast ja- jedna z tych, które lubią czytać, chcę w swojej wypowiedzi zwrócić uwagę na jeden z wątków „Empuzjonu”, któremu dałam tytuł: >Mieczysław Wojnicz: „uwikłany w płeć”<.
Określenie „uwikłany w płeć” nawiązuje do książki amerykańskiej filozofki feministycznej Judith Butler. Książka ta (w oryginale „Gender Trouble”) ukazała się w 1990 r., a jej pierwsze polskie wydanie p.t. „Uwikłani w płeć” (tłum. Karolina Krasuska) pochodzi z roku 2008; wstęp do tego wydania, zatytułowany „Kobieta nie istnieje” napisała Olga Tokarczuk – fragmenty tego interesującego wstępu warto tu przytoczyć:
„Jeżeli rzeczywistość jest czymś w rodzaju namiotu rozbitego na stelażu z pojęć, nawyków myślenia i idei, to książka Judith Butler uderza w jeden z podstawowych filarów tego stelażu, w jego główną oś. Uderzenie jest na tyle dotkliwe, że namiot chwieje się, a poszycie faluje i traci tak dobrze nam znajomy wygląd. Potem na naszych oczach przybiera nowy kształt i to właśnie do niego musimy na nowo przywyknąć, rewidując wszelkie oczywistości, wszystko co „normalne” i oswojone. …”Uwikłani w płeć”… uparcie dopytują się, co znaczy „realne”. I nie jest to już dziś problem, który interesuje zamkniętych w swoich gabinetach filozofów, ale niepokój, który …nurtuje umysły zwyczajnych ludzi,…. {Butler}. Z wielką nieufnością podchodzi do oświeceniowego założenia o istnieniu stałego, stabilnego „ja” i ustalonej tożsamości jednostki. Jej rozważania... dotyczą przede wszystkim kobiet …(ale:) „…co to w ogóle znaczy „kobieta” i „mężczyzna”? Kiedy widzimy kobietę ubraną jak mężczyzna i mężczyznę przebranego za kobietę, wtedy to, twierdzi Butler, co zauważamy jako pierwsze, bierzemy za prawdziwe, za oczywistość płci kulturowej, ponieważ wszelka niejednoznaczność jest kłopotliwa dla umysłu….”.
Po tym dłuższym wprowadzeniu wróćmy do „Empuzjonu”, a przede wszystkim do postaci głównego bohatera. Moim zdaniem, pytania, które Olga Tokarczuk postawiła we wstępie do recenzowanej książki są jak najbardziej uzasadnione w odniesieniu do historii Mieczysława Wojnicza i w ogóle w kontekście wydarzeń w Empuzjonie. Uważam również, że przeżycia, przemyślenia, odczucia i zachowania Mieczysława – Mieczysia – aż do finałowej sceny, gdy jako Klara Opitz opuszcza on Gerbersdorf, uzasadniają uznanie Wojnicza za „uwikłanego w płeć”.
Mieczysława Wojnicza poznajemy w dniu jego przyjazdu na kurację do uzdrowiska Gerbersdorf. Od pierwszych scen widzimy, że jest to młodzieniec niepewny siebie, lękliwy, nieufny wobec innych: idzie „niepewnie” przez halę dworca i „czuje, jak bacznie lustrują go czyjeś oczy, zza okienek kasowych w poczekalni”. Następnie, w pokoju w pensjonacie Wojnicz ujawnia jedną ze swoich „przypadłości: przesadną obawę o to „czy nie jest aby podglądany, czy cudzy wzrok „nie śledzi go gdzieś zza węgła, z kąta … przez dziurkę od klucza”. Wprawdzie ta „przypadłość” jest tu usprawiedliwiona - nie jako obsesja Wojnicza, lecz cecha ludzka dość powszechna, bo: „Ludzie się podglądają. Uwielbiają to, patrzeć na człowieka, kiedy nie jest tego świadomy. Oceniać, porównywać.” Niemniej, w przypadku Wojnicza, gdy zna się jego nieskomplikowaną biografię , zasadne wdają się pytania: co ukrywa, z czym się kryje, czego się obawia, jakie tajemnice chowa przed ludźmi? Pewne tropy, które nie wyjaśniają zagadki, lecz jakby ją podsycają, prowadzą do ojca - Januarego Wojnicza, który w przypadłościach syna „orientował się najlepiej” i „zarządzał tymi przypadłościami z wielkim znawstwem”. Gdy chłopiec umieszczony przez ojca w szkole z internatem „nie zabawił długo w tej instytucji”, ojciec tłumaczy przed znajomymi, że stało się tak z powodów „wrażliwości” i „pewnego niedostosowania”, i dalej zacytuję, niejasny wg mnie, tekst: „co dla chłopca było zupełnym upokorzeniem, a dla ojca rozpaczliwą próbą znalezienia sensu w tej całej rozczarowującej sytuacji”. O jakim niedostosowaniu ojciec mówi? Być może chodzi o niedostosowanie społeczne: chłopiec od chwili śmierci matki (zmarła wkrótce po porodzie) wychowywał się w towarzystwie ojca i stryja oraz starej niani, bez rówieśników, bez dalszej rodziny. Ale czy ten rodzaj niedostosowania mógł prowadzić ojca aż do rozpaczy? A może chodzi o jakiś anatomiczny defekt? Mieczyś znosi z cichą rezygnacją liczne konsultacje lekarskie, gdy obcy mężczyźni każą mu rozebrać się do naga, przy czym towarzyszy mu panika: „jak ukryje przed doktorem swoją wstydliwą przypadłość”. A dorosły Mieczysław kategorycznie odmawia lekarzowi „zdjęcia gatek” podczas badania lekarskiego. O jakiej „przypadłości” jest tu mowa? Moim zdaniem, chodzi tu o niedostosowanie Mieczysia\Mieczysława do wyobrażeń ojca, który po śmierci żony chciał wychować syna na prawdziwego mężczyznę, gdzie „liczyło się męstwo, energia, racjonalizm, pragmatyzm”. Tymczasem widział, że syn jest dzieckiem wątłym, chorowitym, wymagającym ciągłego leczenia, a więc zupełnie nie zapowiada się na dzielnego zucha, jakim chciał go uczynić. Ponadto, inne, liczne epizody przywoływane z przeszłości Mieczysia pokazują, że syn był dzieckiem łagodnym i wrażliwym, a więc miał cechy, które ojciec określał jako „babskie”, i których nienawidził – i zapewne te cechy doprowadzały go do rozpaczy. Tępił je więc bezwzględnie stosując wobec syna niekiedy psychiczny terror, np.: zakaz zaprzyjaźniania się z kaczką, dramatyczna historia z czerniną, nauka gry w szachy, która miała uporządkować „niesforny, niejasny, n i e o c z y w i s t y (podkr. moje) umysł Mieczysia”.
Surowej ojcowskiej dyscyplinie mały Mieczyś poddaje się z cichą rezygnacją, „układa się wewnętrznie sam z sobą, tłumacząc sobie, że musi się przemóc”, nie ujawniać swoich myśli, robić to, czego żąda ojciec – i „nauczyć się ignorować to, co sprawia kłopot”. Jednakże w gimnazjum, zafascynowany historią Lucjusza, chłopca zamienionego w osła, bohatera antycznego utworu, zaczyna doświadczać pragnienia jakiejś przemiany, chce, jak Lucjusz, być pewnym swego, „…Zmienić się i stać się nierozpoznanym, a mimo wszystko wewnątrz pozostać sobą, tym prawdziwym. Bo najwyraźniej była jakaś zewnętrzność i wewnętrzność. To „wewnętrzne” ubierało się w to „zewnętrzne i odtąd tak było postrzegane przez świat. Lecz skąd to „wewnętrzne” mogło czuć taką niewygodę w tym „zewnętrznym”? – myślał Mieczyś”.
To „wewnętrzne” Mieczysia, a póżniej Mieczysława – to wrażliwość, łagodność, delikatność, zwracanie uwagi na „apetyczność” życia i podobne cechy przypisywane kobietom, a przez Januarego Wojnicza i jego brata, a także niektórych pensjonariuszy dra Opitza, nieprzejednanych mizoginistów, określane jako „babskie”, -źle się czuło w „zewnętrznym” chłopięcym, później męskim ciele naszego bohatera. „Nieoczywista” osobowość Wojnicza jest jakby rozchwiana od dziecka: z jednej strony wymuszona „męskość” (pokonana czernina, pokonany opór przed zdejmowaniem ”gatek”), z drugiej - nieświadoma „kobiecość” (wspomnienie miłych doznań cielesnych i pewnego pocieszenia, które odczuwał, gdy chowając się przed ojcowskim drylem na strychu, otulał tam swoje drobne nagie ciało w miękką tkaninę). To rozchwianie osobowości u dorosłego Mieczysława widzimy po raz pierwszy, gdy w dniu przyjazdu do uzdrowiska, w pensjonacie, w którym ma zamieszkać, przez uchylone drzwi jadalni widzi „leżący na stole podłużny tłumok”, który po chwili identyfikuje jako ciało kobiety - „dobrze opakowane w zwoje materiału”. Dziwna jest reakcja Wojnicza na ten niesamowity, nieoczekiwany widok: nie opuszcza po cichu jadalni (bo np.: ”to nie moja sprawa”), nie alarmuje właścicieli lub mieszkańców pensjonatu (bo np. „coś z tym trzeba zrobić”) lecz z kobiecą – można powiedzieć „babską” ciekawością ogląda i – z fotograficzna dokładnością rejestruje poszczególne, najdrobniejsze nawet (zwisająca nitka z urwanego guzika) elementy ubioru, a następnie głowy i twarzy nieboszczki. Wprawdzie dostajemy informację, która jakby usprawiedliwia takie zachowanie Wojnicza („Wojnicz nigdy nie widział żadnej kobiety z tak bliska i takiej nieruchomej….nie dało się dostrzec wszystkich szczegółów”), niemniej to wydarzenie wywołuje w nim wstrząs, który potęguje się, gdy rozpoznaje w zmarłej kobietę, która tego dnia rano przyniosła mu śniadanie, a którą była - jak się później okazuje - Klara Opitz –żona właściciela pensjonatu. Wstrząs potęguje informacja, że Klara się powiesiła, bo dręczył ją mąż. I nie wiadomo, co bardziej wpłynęło na późniejsze zachowania Wojnicza: czy zagadka śmierci, czy zagadka losu, który na krótką chwilę zetknął go z ż y w ą kobietą, a kilka godzin później z kobietą m a r t w ą. Gdy Wojnicz przypadkowo odkryje w pensjonacie mieszkanie Opitzowej, ulega jakiemuś wewnętrznemu przymusowi, by początkowo tylko tam „ na chwilę zajrzeć”, z czasem potrzeba odwiedzin staje się przemożna („czekał na to od rana…”), a niebawem obsesyjną staje się potrzeba przebierania się w ubrania Opitzowej: halki, gorset, spódnice. Można powiedzieć, że ten wstrząs jak gdyby wyzwolił w nim pragnienie stania się, choćby na chwilę, kobietą.
Ciekawa jest końcowa, kulminacyjna scena utworu. Mieczysław Wojnicz, rozebrawszy się w pokoiku Opitzowej obserwuje w rozbitym lusterku odbicie swego nagiego ciała podzielonego na kawałki, jakby ten obraz był częścią większej układanki, na której złożenie każdy z nas dostał całe życie”. Jednocześnie, w swoim umyśle widzi możliwe warianty swojej dalszej egzystencji - ale wyłącznie w męskiej postaci: m.in. jako dyrektora pensjonatu, bądź jako inżyniera we Lwowie. Jednakże po chwili wahania podejmuje ostateczną decyzję: przebiera się w rzeczy nieboszczki, następnie zabiera z pokoju jej paszport, i wreszcie – jako Klara Opitz, niezatrzymywana przez nikogo, opuszcza pensjonat.
Można tu zastanowić się, z czego wynikało to wahanie Wojnicza przed kolejną „przebieranką” w damskie rzeczy, skoro wiele ich już miał za sobą? Może chodzi tu o to, że ta „wewnętrzna kobiecość” Mieczysława była n i e o c z y w i s t a, nie w pełni ukształtowana, nieuświadomiona, a zwłaszcza pozbawiona aspektu seksualnego, czy erotycznego: wychowywany przez ojca-samotnika, z dala od kobiet, tego aspektu życia w ogóle nie znał i się nim nie interesował. Gdy podczas wyprawy na grzyby z Opitzem i Rajumundem panowie ci pokazują mu leżącą w poszyciu leśnym dziwną kukłę o ludzkim kształcie, „utworzoną z mchu, patyków, zeschłych igieł…” i objaśniają, że kukły takie, zwane Tuntschi, tworzą z dostępnych materiałów mężczyźni wszędzie tam, gdzie muszą pracować przez długi sezon, pozbawieni obecności kobiet, i że kukły te służą do zaspokojenia naturalnego męskiego pożądania - Wojnicz nie bardzo wie, o co chodzi, jest zdumiony, a później zastanawia się, czy kiedykolwiek czuł takie pożądanie, czy doświadczył czegoś tak przemożnego?. Wprawdzie intrygowała go tajemnicza kuracjuszka - „kobieta w kapeluszu”, a na jej widok odczuwał „zmieszanie, podziw i rozpaczliwą tęsknotę”, ale czy było to męskie pożądanie?. Wojnicza pociągała „apetyczność” jej postaci, którym to terminem określał pewną harmonię w sposobie bycia ludzi: sposób siadania, mówienia, a więc fascynacja czysto estetyczna i poza zdawkowymi ukłonami fascynacja ta nie miała żadnych osobistych, zwłaszcza erotycznych konsekwencji. Również żadnych erotycznych czy seksualnych konsekwencji nie miała pewna zażyłość Wojnicza z mieszkającym w pensjonacie kuracjuszem, studentem Thiulem; Wojnicz nie uświadamiał sobie homoseksualizmu Thiula i nie reagował na podejmowane przez niego niedwuznaczne próby, by ich zażyłości nadać inny charakter.
Wracając do owego wahania Wojnicza przed ostateczną decyzją co do swojej przyszłości, można, moim zdaniem, odwołać się i do tytułu książki Judith Butler, i do cytowanego przeze mnie fragmentu recenzji Olgi Tokarczuk. Mieczysław Wojnicz jest „uwikłany” biologicznie w męską płeć, ale jest też kulturowo - przez otoczenie – w tej płci „więziony”. Biologicznej męskości ani mały Mieczyś ani dorosły Mieczysław nie odczuwają jako „uwikłania” (termin taki był wówczas - czas akcji: rok 1913 - jeszcze nieznany ani psychologii, ani medycynie, to współcześnie osobom niepogodzonym z takim stanem obie te dziedziny wiedzy starają się pomóc). Natomiast kulturowemu „więzieniu” w męskiej płci Mieczyś buntuje się w sposób nieświadomy, dziecięcy (nie chce jeść czerniny, itp.), ale wobec tyranii dorosłych oczywiście przegrywa. Bunt łagodnego, wrażliwego, dorosłego Mieczysława przeciwko męskiej tresurze („nie bądź pan babą”) również nie jest w pełni uświadomiony, lecz szereg wydarzeń wskazuje, że Mieczysław ma poczucie jakiegoś rozdwojenia: stale się boi, że ktoś go podgląda, unika spotkania z rodakami, bo boi się, że „…Zedrą z niego ów starannie budowany wizerunek człowieka, który jest z sobą za pan brat, który dobrze się z sobą czuje i jest pewny swego?...”. Chorobę traktuje jako coś, co daje mu szansę na „przeformułowanie” siebie. Proces przeformułowywania rozpoczyna się pod wpływem wstrząsu jakiego doznaje na widok –dopiero co żywej, a obecnie martwej Klary Opitzowej. Początkowa, powodowana zapewne ciekawością chęć obejrzenia pokoiku Opitzowej, stopniowo przeradza się w irracjonalną, obsesyjną potrzebę pójścia na stryszek, wejścia do jej pokoju, oglądania i przymierzania jej ubiorów, wreszcie całkowitego przebierania się w jej ubrania: „ Stał tak wyprostowany, bez ruchu, jakby dawał światu szansę, by przyzwyczaił się także do tego wariantu Wojnicza – spódnicowego, halkowego. Po cichej, nabrzmiałej sobą chwili rozbierał się i wracał do swojej poprzedniej wersji”. Wreszcie następuje końcowa kulminacyjna scena: Wojnicz nie tylko przebiera się za Klarę, nie tylko nie wraca do swojej poprzedniej męskiej wersji, ale po chwili wersję tę porzuca, można powiedzieć, że ostatecznie wyzwala się z więzów krępującej go płci kulturowej, zrywa z „uwikłaniem” w tę płeć. Jedynym przedmiotem, który będzie łączył obecną Klarę Opitz z jej poprzednią męską wersją jest obraz de Blesa podarowany Mieczysławowi przez Thiela.
I tak kończy się powieść – wydawałoby się, że co do historii Wojnicza wszystko zostało powiedziane: Autorka w beletrystycznej tym razem formie zabrała głos w dyskusji na nienowy już, lecz ciągłe wzbudzający emocje temat „płci kulturowe j” i „uwikłania w płeć”. Ale mamy jeszcze „Epilog” – i tu pojawia się inne, chyba przekornie postawione przez Autorkę pytanie: czy na pewno jest tak, jak mogłoby nam się wydawać: czy Mieczysław opuszczający pensjonat jako Klara Opitz, na pewno i na zawsze wyzwala się z więzów krępującej go „kulturowej płci” i dalej żyje jako kobieta (o czym miałyby świadczyć przedstawione jej dalsze losy), czy jednak zwycięża biologia - i Klara wraca do męskiego „wariantu” Wojnicza (bo podobno wiele lat po opisanych wydarzeniach widziano go we Lwowie na grobie ojca).
Ten znak zapytania kończący nieoczywistą historię Mieczysława Wojnicza przydaje nieco lekkości temu tematowi „uwikłania w płeć”, którym Judith Butler, jako jedna z pierwszych zajęła się przed wielu laty, a który –jak pisała Olga Tokarczuk w 2008 roku - wyszedł już poza gabinety filozofów i uniwersyteckie biblioteki. Również obecnie, w roku 2022, temat ten nurtuje umysły wielu ludzi, jako jeden z elementów głębszej refleksji: co to znaczy rzeczywiste i normalne? - czy tylko to, co jest oswojone?.”.