Trudno mi zacząć recenzję tej książki. Nie potrafię wybrać najlepszego słowa by ją podsumować. Znam zbyt wiele wyśmienitych słów.
Autor sięga po temat trudny i kontrowersyjny, ale także wielokrotnie opisywany.
Nadaje mu jednak niesamowitą oprawę w postaci ciekawej historii.
Jednak od początku.
Zaczynając czytać poznajemy byłego niemieckiego żołnierza, który postanawia odwiedzić zapadłą, polską wieś o nazwie Wielkie Lipy. Wybiera się tam, aby zmierzyć się ze swoją wojenną przeszłością. Wydarzenia te mają miejsce w 1996r.
Kolejnym wątkiem jest przybycie do tej samej wioski pewnego młodzieńca, jednak te wydarzenia usytuowane są w innej przestrzeni czasowej. Dzieje się to, bowiem w 1970 r. Andrzej Hołotyński przybywa by uporządkować pewne sprawy swojego ojca – Jerzego.Jednak nie do końca wie, co tak naprawdę miał na myśliwego ojciec.
I ostatnim wątkiem, który został wpleciony w całe opowiadanie są fragmenty pamiętników pisanych przez Jerzego Hołotyńskiego opisujące wydarzenia, które zaszły w wiosce w 1942r.
Wtedy to właśnie w Wielkich Lipach rozpoczął się koszmar, który zmienił to miejsce na zawsze.
Tak właśnie zaczynają się 3 główne wątki powieści.
Każdy z nich do pewnego momentu stanowi oddzielną cześć, którą łączy miejsce wydarzeń i niektóre postacie. Jednak stopniowo zaczynają się ze sobą przeplatać, aby na końcu stworzyć jedną, spójną całość.
Z każdym rozdziałem dawkowane nam są nowe, fakty, odkrywane zostają nowe tajemnice, które sprawiają, że czytelnik pragnie czytać dalej i dalej by poznać kolejne elementy tajemniczej układanki.
Jeśli chodzi o styl przekazywania treści i przedstawienia wszystkich zdarzeń jestem bardzo mile zaskoczona. Powiem więcej, jestem wręcz zachwycona.
Czytając niektóre fragmenty włos jeży się na głowie, po ciele przechodzą ciarki a w oku kręci się łza. Uświadamiamy sobie, jak bardzo słowo może oddziaływać na człowieka i jego emocje.
Opisane wydarzenia wywołują skrajne emocje. Poczynając od złości, przez odrazę, wstręt, strach, lęk, aż po współczucie i spokój.
Możemy doświadczyć niemal mistrzowskiego budowania nastroju. W klasztorze jest to chłodna atmosfera owiana niepokojem, natomiast w obserwatorium możemy poczuć niemal ciepło domowego ogniska.
Postacie wykreowane przez autora są nietuzinkowe.
Na uwagę zasługują według mnie następujące postacie.
Ojciec Jan
Bohater dynamiczny. Na początku wywołuje oburzenie, odrzuca i wywołuje negatywne nastawienie do swojej osoby. Jednak z rozwojem wydarzeń poznajemy go coraz bardziej i widzimy, że jego intencje są słuszne. Kiedy już zmieniamy, co do niego zdanie następuje kolejny szok. Poznajemy jego zupełnie inną naturę. Można porównać go do wilkołaka, który przez pewien czas jest łagodny [stanowczy, jednak nadal spokojny] a cztery razy do roku zmienia się w okrutnego kata. Właśnie wtedy, czytając fragment „pokuty” czytelnik może poczuć jakby tam był. Mimowolnie widzi i słyszy to cierpienie.
To niesamowite połączenie cech charakteru stwarza wyjątkową postać godną uwagi.
Karl Strauch
Były niemiecki żołnierz.
W tym wypadku nie ma mowy o zmianie poglądów na jego temat.
Od początku do końca budzi skrajną odrazę i wściekłość.
To jak wyraża się o „żałosnych Polakach i zawszonych Polkach” oraz o Żydach, jak wysławia się o nieomylnej władzy, swojej ideologii i wyższej konieczności sprawia, że czytelnik ma ochotę przenieść się do książkowej rzeczywistości i wylać mu wiadro zimnej wody na głowę (wersja bardziej humanitarna).
Jest do końca przekonany, że niemiecka filozofia jest genialna i całkowicie słuszna.
Mogłoby się wydawać, że powrócił po latach by uspokoić swoje sumienie jednak on pyta „Sumienie? Powiedz mi co to takiego”.
Jest jednostką przedstawiającą absurdalny i oburzający światopogląd niemieckiego wojska
Jego prawdziwe uczucia poznajemy w momencie jego śmierci. Jaki był zakłamany w stosunku do siebie. Jednak nigdy się do tego nie przyznał. Nawet przed samym sobą.
Jednak jedno, co trzeba przyznać to, to, że żadna postać nie wywołała we mnie tylu emocji i przemyśleń. Bo to jak bardzo jest uparty i cyniczny jest skrajnie drażniące, ale daje też poczucie, że wiele rzeczy może być iluzją.
On żyjąc normalnie jedynie udawał przed wszystkimi, co tak naprawdę myśli. W głębi siebie cały czas skrywał nienawiść i swoje skrystalizowane poglądy.
Zdecydowanie jest postacią negatywną, ale tez niebanalną.
Dodatkowo po zapoznaniu się z tą postacią możemy odczuć nagły przypływ patriotyzmu.
Kuśtyk
Jego rola w większości książki jest skromna.
Przewija się między wątkami i tak naprawdę nie poświęcamy mu większej uwagi.
Jednak nadchodzi moment, gdy odkrywamy jego szaleństwo w pełnej krasie.
Poznajemy go w całej okazałości przez jego monologi aż w końcu po czynach, które prowadzą do kalectwa głównego bohatera.
Być może faktycznie jest go w książce mało, ale jego poczynania również wywołały we mnie niemałe emocje.
Warto zwrócić też uwagę na postawę Andrzeja. Ani przez chwilę nie dostrzegamy z jego strony przejawu żalu do ojca. A mógłby mieć podstawy do takich odczuć, bo zjawił się w Wielkich Lipach na prośbę ojca i mało nie przypłacił tej decyzji życiem.
Jedynym elementem, który mnie odrobinę drażnił było nie do końca poprawne użycie gwary.
Ale wynika to pewnie z tego, że wychowałam się słysząc z ust moich dziadków prawdziwy Śląski język a tutaj można zauważyć małe niedociągnięcia.
Jednak patrząc na całokształt mogę śmiało powiedzieć, że ta pozycja zagości zarówno na mojej półce jak i na liście książek ulubionych.
Kilka fragmentów, które szczególnie zapadły i w pamięć:
*„ Miasto jest przesycone śmiercią. A w tych, którzy żyją, coś umarło”
*„ – Nie rozumie pan, ze zadajecie potworne cierpienie innym ludziom? Tysiącom ludzi
- Myślisz w kategoriach indywidualnych, a powinieneś myśleć w szerszy sposób. Ważna jest nasza niemiecka jedność narodu, którą uosabia Fuhrer.
Cierpienie tysięcy mówisz? Każdy cierpi pojedynczo. Cierpienie tysięcy nie pomnaża cierpienia każdego z osobna. Jak widzisz śmierć i cierpienie tysięcy jest niczym innym jak śmierć i cierpienie jednostki.
Czy jeśli rozstrzeliwujemy stu Żydów, to każdy z nich cierpi sto razy bardziej, niż gdyby został rozstrzelony tylko on? Nie, oczywiście, że nie. Powiem więcej, taki Żyd cierpi znacznie mniej, bo widzi, że inni też umierają wraz z nim.
Widzicie więc, że stosujemy bardzo humanitarne podejście, chociaż nasze cele wymagają też radykalnych środków.”
* „ (…) My dokonujemy trudnej i bolesnej operacji, która przyniesie korzyść całej ludności, wy zabijacie z najniższych pobudek „