"Miałam tak wiele" Trude Marstein to powieść, która wzbudziła we mnie wiele emocji - od znudzenia po zachwyt. Momentami miałam wrażenie, że znajoma opowiada mi kolejne przeżywane przez siebie dni i nie omija żadnego zdarzenia - nawet najbłahszego. Takie zwyczajne opowieści z życia innych nie do końca są dla nas interesujące i bywa, że nas nudzą, tak też dzieje się z powieścią "Miałam tak wiele" - momentami jest bardzo męcząca, ale po jej przeczytaniu wiemy, że dostaliśmy powieść o życiu bez fajerwerków. Powieść o poszukiwaniu siebie, swojego miejsca w życiu: jako córki, dziewczyny, narzeczonej, żony, kochanki, siostrzenicy i wreszcie matki. Tym wszystkim jest główna bohaterka Monika, która przez całą powieść zdawała się być wiecznie niezadowolona z tego, co miała, co osiągnęła. Nieustannie jakby czegoś jej brakowało, życie nie dawało jej satysfakcji, czuła niedosyt, a może zbyt wiele wymagała od innych. Szczerze przyznaję, że niezbyt ją polubiłam. Brakowało mi w Monice ikry, konsekwencji w działaniu i zdecydowania. Czasem zupełnie bezwolnie dawała się nieść życiu zamiast trochę mu się postawić, wziąć się z nim za bary, dać z siebie zdecydowanie więcej, wymagać mniej. Zdecydowanie lepiej skonstruowaną bohaterką i bardziej zdecydowaną (choć czasem mocno denerwującą) była córka Moniki. Najpierw mała złośnica, potem nastoletnia buntowniczka i wreszcie dość rozsądna studentka.
"Miałam tak wiele" to powieść, która każe nam się zastanowić nad straconymi szansami, niepodjętymi lub podjętymi decyzjami, poświęconym lub nie czasie naszym najbliższym - nad nami samymi. Monikę obserwujemy przez pięćdziesiąt lat, poznajemy jej rodzinę, znajomych, zostajemy wrzuceni w jej życie i kibicujemy jej, współczujemy, wściekamy się na nią, bo zbyt często bywa mocno irytująca. Możemy pewne jej postępowania porównać do siebie, bo i my wiecznie szukamy i często bywamy niezadowoleni, by po latach, z perspektywy czasu stwierdzić, że mieliśmy tak wiele...
Powieść napisana w pierwszoosobowej narracji potęguje wrażenie, że jesteśmy słuchaczami, a opowieść jest rozwlekła i ciągnie się przez wiele dni. Książki Trude Marstein nie da się bowiem przeczytać jednym tchem, lecz robimy to mozolnie. Ostatnie rozdziały są najbardziej interesujące, warto do nich dotrwać, by zrozumieć po co wcześniej nieraz męczyliśmy się z Moniką.
"Miałam tak wiele" to powieść psychologiczno-egzystencjalna, niełatwa, bez szybkich zwrotów akcji, bez zaskakujących wątków. To nie tylko powieść o kobiecie, ale przede wszystkim o człowieku.