"To jest taki styl życia. Niczym nie przypomina tego, co podoba się wszystkim, lecz po tygodniu tracą zainteresowanie. Ale muzyka metalowa jest inna, jej miłośnicy słuchają jej wiekami. Dlatego nie są zwykłymi ludźmi. Jeśli coś nam się podoba, to na zabój! Nie jak ze zwykłą muzyczką - nikt nie powie, że w zeszłe wakacje podobał mu się Slayer... To są ludzie, którzy te nazwę mają wygrawerowaną na sercu." (Rob Zombie)
Powyższy cytat to pierwsze skojarzenie, które niczym nocy neon wyświetlał się w mojej pamięci podczas tej podróży. Ledwo ponad trzysta stron książka, a i tak nie wiem od czego zacząć, bo tu przecież wszystko, każdy etap wydaje się być bardzo istotny. Z jednej strony, to historia człowieka, który w pewnym okresie swojego życia dotknął potęgi metalowych dźwięków. Autor vel bohater tej opowieści urodził się niemal w połowie lat siedemdziesiątych, więc jest to również opowieść, która ociera się o trudny okres dla Polski i jej obywateli.
Jarosław Szubrycht, to dzisiaj dziennikarz muzyczny, ale niegdyś, tylko zagubiony młodzieniec, który pewnego dnia zachłysnął się ciemniejszą stroną muzycznego świata, a potem rozwijał się jako wokalista zespołu Lux Occulta. Zachłysnął się tak samo jak dzisiejsi czterdziesto-pięćdziesięciolatkowie muzyką, która wówczas raczkowała na polskim rynku, a ta zza granicy docierała po wielu trudach i przeciwnościach. Przegrywało się kasety, a najkorzystniej wychodziło kupienie tzw. dziewięćdziesiątki, bo wówczas można było nagrać na każdej stronie osobny, pełny album ulubionego zespołu. Wieszało się plakaty, wycinało się zdjęcia z gazet i wklejało do własnoręcznie ozdabianych zeszytów. Z biegiem lat mur oddzielający Polskę kruszył się coraz bardziej, a z nim coraz śmielej wkraczały nowe zespoły, nowe technologie jak i metalowa moda.
"Skóra i ćwieki na wieki" to świetnie napisana historia. To opowieść o ciężkim brzmieniu jak i walce, nie tylko tej w tłumie pod sceną. To sentymentalna podróż po polskich jak i zagranicznych zespołach, które zmieniały życie nastolatków i hartowały ich odporność. To niczym otwarcie drzwi do bardzo hermetycznego środowiska, do którego wpuszczani są nieliczni. Tutaj w jednej chwili możesz zostać przyjęty z otwartymi ramionami i wpuszczony do zacnego grona. Może też ktoś nagle sprawdzić Twoją wiedzę na temat zespołu jaki widnieje na Twojej koszulce, a wówczas lepiej byś wiedział co nosisz. Tu nie chodzi o fajną grafikę, ale świadomość. Metalowcy to bardzo specyficzna rodzina i choć to trudne zadanie, autor bardzo rzetelnie przedstawił jej charakter oraz genezę. Dla jednych czytelników będzie to coś w stylu déjà vu, dla innych ciekawa podróż po polskich początkach MTV, Bravo i kaseciakach. Dla każdego, wedle stopnia zaangażowania względem ciężkich brzmień.
Ps. W utworze "Metal Warriors" zespołu Manowar można wychwycić słowa, które mogłyby być zagranicznym odpowiednikiem tej pozycji "If you're not into metal, you are not my friend".