„Mecz o życie” przykuł moją uwagę już, gdy tylko zobaczyłam zapowiedź tej książki jeszcze przed premierą. Kryminał osadzony w sportowej atmosferze i w realiach PRL-owskiej Łodzi? Nie mogłam przejść obok tego tytułu obojętnie.
Lata 1982-1983 – Widzew Łódź błyszczy w Pucharze Mistrzów (ówczesnej Lidze Mistrzów). Wszyscy śledzą kolejne mecze, a większość milicji ochrania stadion i jego okolice. Nie da się ukryć, że to doskonała okazja dla mordercy. Po meczu z Rapidem Wiedeń zostaje znalezione ciało zamordowanej kobiety. Śledztwo nie przynosi rezultatu, sprawa zostaje umorzona, jednak… sytuacja znów się powtarza, a łódzka milicja zaczyna nabierać przekonania, że w mieście pojawił się psychopata.
Piotr Sowiński w „Meczu o życie” oprócz kryminalnego wątku zawiera również cały przekrój społeczny ówczesnej Łodzi. Siłą rzeczy na pierwszy plan wysuwa się milicja i nasz główny bohater Tadeusz, ale tuż za nią są kręgi opozycji z ojcem Miecznikowskim na czele. Nie brakuje również inteligencji i skrajnej biedoty. Nie da się ukryć, że autor skrupulatnie trzyma się realiów i przedstawia wszystko tak jak było (potwierdza moja mama), jednak… ja odczułam tutaj zgrzyt. Odnoszę wrażenie, że nie jest opis PRL-u jako aktualnej rzeczywistości, ale opis już z perspektywy czasu, ze świadomością co można lekko wyśmiać, gdzie wskazać absurdy. Ideałem było dostać wspaniale namalowany pejzaż, tymczasem niestety trafiłam na obraz dość grubymi kreskami szkicowany.
Głównym punktem tej książki powinien być wątek kryminalny. I jego konstrukcji na szczęście nie można wiele zarzucić. Ale… wolałabym, żeby rozkręcił się już na początku, gdzie po pierwszym morderstwie skupiamy się raczej na sercowych sprawach bohatera, a napięcie jest dość nikłe. Jednak w gruncie rzeczy kiedy już sprawa się rozkręca wypada to całkiem nieźle.
A jak sport, który miał być tłem wszystkich wydarzeń? Są opisy najważniejszych meczów, Piotr Sowiński stara się wplatać w fabułę, czy chociażby w dialogi kwestie piłkarskie, jednak… chciałabym więcej. Chciałabym dłuższych, lepszych opisów – jak chociażby te z książki o „Borussi Dortmund”.
Podobnie ma się rzecz z warstwą językową tej książki. Już na pierwszy rzut oka widać, że autor miał ambicję napisać książkę zaawansowaną literacko. W niektórych zdaniach widać ewidentnie plan stworzenia sztuki. Tylko czy się powiodło? Czasami to mocno zgrzyta, czasami nie wychodzi. Co jakiś czas ponadto pojawiają się tak wyszukane słowa, że nawet z kontekstu trudno domyślić się ich znaczenia (nie jestem w stanie stwierdzić, czy jest to spójne z opisywaną epoką), a czasami łacińskie wstawki (chyba nie mam o wykształceniu milicjantów tak dobrego zdania, by w to wierzyć).
Ciężko pisze mi się zawsze takie recenzje. Zwłaszcza kiedy jest to książka, na którą czekałam i miałam nadzieję, że dostane dobry kryminał ze świetną warstwą sportową. Jednak biorąc pod uwagę, że jest to fabularny debiut autora, można chyba mieć nadzieję, że aspirację, która tutaj wyraźnie widać, w kolejnych tytułach uda mu się zrealizować, prawda?
http://gulinka-patrzy.blogspot.com/2019/12/piotr-sowinski-mecz-o-zycie.html