Zamykające cykl dzieło jest jak drewniana podkowa u kowala - co to ma być?! Zastanawia mnie bardzo pozytywny odbiór książki i myślę, czy ze mną jest coś nie tak, czy z innymi.
Więc w końcu dowiedziałam się, po co Axel chcę Tessę. Właściwie to nawet logiczne, skoro sam nie podołał w budowie mechanicznej armii. Jednak durna Tessa uwierzyła zapewnieniom Mortmaina i pomogła mu. Głupia, trzeba było rozwalić zegarek w drobny mak! Wtedy plan po części by się rozpadł. Chociaż i tak Dobro wygrało, także na jedno wyszło. Tłumaczenia działania mechanizmu naszyjnika Tess, anioła, jest kompletnie wyssane z palca. Tak samo, jak więzienie anioła przez pana V. (czaicie, co mam na myśli, nie? ;)
Akcji jest jak kot napłakał. Wielka walka maszyn i Nocnych Łowców sprowadza się do kilku kartek, wśród których opis walki to coś w stylu "no, temu urwał łeb, tego dźgnął, tamtą chwycił" i hura, wygraliśmy. Wątek szpiega (znowu) ma być humorystyczny, ale wychodzi mizerny, taki dziecinny.
Trójkąt na szczęście porozbijał się na oddzielne pary. Męcząca była hipokryzja, którą tłumaczy się uczucia do kilku osób. Wiecie, może i istnieją ludzie , co uważają, że poliamoria istnieje i nie jest zła i że każda ze stron może z niej coś dobrego wyciągnąć. Ale byłam, nie z własnej woli, w takim związku i "dziękuję bardzo" za taką miłość. Tak, jak agape jest jedna, tak i eros może być tylko jedna, a nie dwie na raz.
A tak właściwie to Tess na tym korzysta - ma se Willa, dzieciaki z nim, a teraz ma sobie Jema i pewnie dzieciaki jakieś spłodzi. A potem za sto, dwieście lat może jakiś kolejny facet, bo będzie wyglądać jak Will, bo to może będzie reinkarnacją, bla, bla.
Gideon oczywiście kończy z Sophie, a brat z Cecily. Żeby nikt nie czuł się samotny, i chyba tylko Magnusa szkoda, bo autorka z nikim go nie sparowała (jak na razie, Alec czeka w kolejnych książkach). Ale faktycznie, ta część otwarła mi oczy na fakt, iż każdy kogoś ma, prawie nie ma osoby, która jest singlem. Nie rozumiem, jak Henry mógł puścić ciężarną żonę na takie mordobicie, ale wiecie, to Inny Świat.
Znalazłabym kilka ciekawych momentów, kiedy śmiałam się czy smuciłam, lecz trochę tego było mało. Zazwyczaj darłam papę na bohaterów za ich postawę czy brak podjęcia pewnych działań.
Szczęśliwie książkę czyta się szybko. Na pewno jej nie kupię do kolekcji, ani drugi raz nie przeczytam. Sprawdziłam chronologię i ten cykl to pierwsze książki wydane przez panią C.C. Myślę, że jak na debiutanta, przesiadającego się z fanfików na książki, ogólnie wyszło jej całkiem dobrze. Zawsze mogło być gorzej, ale książki finalnie się ludziom spodobały. A mnie spodobał się wykreowany świat. Chociaż ostatni tom zjechałabym po całości, masochistycznie cieszy mnie, że został napisany.