Matka. Najwspanialsza osoba na świecie. Niezastąpiona. Ciepła i kochająca. Utuli do serca, ukoi każdy ból. Wyleczy każdą ranę. Pocieszy w trudnych chwilach, doradzi i wesprze. Każdy marzy o takiej mamie. Ale nie każdy może mieć takie szczęście w życiu i powiedzieć, że jego mama jest najwspanialsza i najcudowniejsza, że nikt nie ma lepszej.
Bohaterka i autorka powieści Renata Werner nie mogłaby z czystym sumieniem podpisać się pod tymi słowami. Nie żyła w tak błogim i pięknym świecie. Jej mama nie była taka, jak córka oczekiwała. Nie mogła liczyć na jej ciepło i miłość, matka chowała się za nieprzenikalną skorupą, z której nigdy nie chciała się wydobyć. Być może w środku była miłość do dzieci, ale była ona niewidoczna i nie odczuwalna dla dzieci. Kobiecie brakowało wsparcia matki i zrozumienia. Odczuwała ogromny ból, gdyż była nierozumiana przez matkę, traktowana bardzo surowo i z dystansem. Oczekiwania wobec niej matka zawsze miała ogromne i nigdy Renata ich nie spełniała. Przeciwieństwem matki był ojciec, ciepły i niesamowicie dobry człowiek, wyrozumiały i ze specyficznym poczuciem humoru. To on był wsparciem dla bohaterki i traktował ją z szacunkiem i miłością. Jego odejście było dla niej ogromnym ciosem, przez długi czas nie mogła się z tym pogodzić. Ale też śmierć ojca zmieniła matkę. Ale czy była to zmiana na lepsze, przekonajcie się sami ...
Ta powieść to bardzo intymna i wzruszająca spowiedź bohaterki, ukazująca trudne relacje z matką, czasami wręcz wrogie i bardzo zdystansowane. Uzewnętrznia ona swój ogromny i przenikliwy ból, rozdarcie wewnętrzne, pokazuje, co ją bolało w życiu, w których momentach jej dusza została zraniona. Już samo postępowanie bohaterki w dorosłym życiu daje nam wiele do myślenia. Próbujemy zrozumieć motywy jej postępowania, takiej izolacji od bliskich, a nawet momentami odnoszę wrażenie, że chęci zerwania z przeszłością. Nie można też powiedzieć, że rodzina, w której wychowywała się bohaterka, była patologiczna. To była normalna rodzina, ale w której zauważalny był brak nici porozumienia matki z córką. Prawdą jest, że każda z nich miała inny charakter, inne spojrzenie na różne kwestie i innymi zasadami się kierowała, ale nie było widocznej miłości matczynej.
W cieniu jabłoni czyli ja jako córka to podróż przez życie autorki, od czasów dzieciństwa aż po życie w dojrzałym wieku. Przechodzimy wraz z bohaterką szkołę, czasy młodości, pierwszej miłości, okres studiów i życia małżeńskiego. Wiemy, co jej sprawiało przyjemność, o czym marzyła i czego pragnęła. Co wytrwalsi – bo lektura liczy prawie 700 stron – dowiedzą się też, czy mając sześćdziesiąt lat czuła się spełniona, czy miała poczucie, że dobrze pokierowała swoim życiem, czy też być może czegoś żałowała. Na pewno starała się żyć pełnią życia, być osobą spełnioną i potrzebną.
Ta powieść skłania do wielkich refleksji, do zastanowienia się nad swoimi relacjami z tą ukochaną mamą. Czy mieliśmy w życiu tyle szczęścia i radości, czy mama zawsze była przy nas, gdy jej tylko potrzebowaliśmy? Czy w naszym domu było ciepło rodzinne i miłość, które zapewniali nam rodzice? To ważne pytania. Bo to co nam przekazali rodzice, jak nas traktowali, czy i jak okazywali nam uczucia będzie później miało wpływ na wychowanie naszych dzieci. Co im przekażemy? To, czego nauczyli nas rodzice, którzy zawsze dla dzieci powinni być przykładem i światełkiem prowadzącym przez życie. Od nich czerpiemy wzorce, ważne, aby to były pozytywne wzorce i zasady. Abyśmy nie musieli się nigdy wstydzić, że wychowywaliśmy się w takiej, a nie innej rodzinie.
Polecam gorąco tę powieść. Wzruszająca i pełna emocji, nie zawsze pozytywnych, ale na pewno prawdziwych. Czasami łezka w oku się zakręciła, ale naprawdę miała prawo. Warto mieć świadomość, że w życiu nie zawsze jest pięknie i cudownie, ale że mogą nas też czasami dotknąć niemiłe sytuacje.