„Gdyby była skłonna otworzyć się na mnie i posłuchać, wytłumaczyłbym jej, że ochroniarze wściekają się, kiedy psy hasają same po patio. Każdy z nas aż marzy, aby obesrać tę idealnie utrzymaną, wiecznie zieloną trawę… Yorkom czasem się to udaje. Malutkie, wredne pieseczki. Kilery w miniaturze i różowych sweterkach kamuflujących.”*
Kto z Was ma w domu psa? No proszę, las rąk. Drugie pytanie: kto z Was lubi opowieści o Sherlocku Holmesie? No, trochę mniej zgłoszeń, ale i tak nieźle. A kto z Was ma w domu psa detektywa? … Pustka. Zdziwieni?
Czyżbyście nie słyszeli o dzielnym Albrechcie, Sherlocku Holmesie na czterech łapach? Czyżbyście, przechodząc po księgarniach, nie usłyszeli głośnego szczekania ze stronic „Strzeż się psa” Izabeli Szolc?
Naszym głównym bohaterem na tę recenzję zostaje mianowany ironiczny i zdystansowany bloodhund o imieniu kojarzącym mi się z Grunwaldem i ogólnie historią – Albrecht. Pomijając jego śmieszne, choć czasem banalne żarty typu „Zatrzasnąłem się ba tarasie. Zamarzał mi zadek.”, jest poczciwym leniuchem, jakiego można sobie wyobrazić drzemiącego na werandzie w „Zakochanym Kundlu”. Dodatkowo na zabój kocha swoja panią Laurę. Broni ją przed adoratorami (czytaj: gryzie w tyłek i spycha z łóżka), całuje (czytaj: ślini) i przytula się (czytaj: wciska swój wyżej wymieniony zadek na kolana).
Pewnego dnia wydarza się coś strasznego. Psy z bogatego osiedla znajdują ciało martwego Aleksandra, dalmatyńczyka czystej krwi. Nie wygląda to jednak na potrącenie czy śmierć ze starości. Czworonóg ma ewidentnie skręcony kark i ślady duszenia! Dodatkowo z ukochaną Albrechta zaczyna dziać się coś dziwnego. Co lub kto mógł zrobić coś tak okropnego? To zadanie dla prawdziwego detektywa! To zadanie dla Albrechta!
Dowcip. To właśnie polubiłam najbardziej. Sposób myślenia i postrzegania przez Albrechta świata jest rozbrajający. Nie umiem podać Wam cytatu, który najlepiej odwzoruje jego humor, bo żart słowny znajdziecie dosłownie na każdej stronie. Przykładowo, czy przyszło Wam kiedyś do głowy, porównać psa do Kaliny Jędrusik czy Kasi Cichopek?
Opowieść ta jest naprawdę krótka – niecałe 200 stron dość sporymi literami. Niektórzy zapewne będą uważali to za minus. Ale dzięki temu historia nie ciągnie się w nieskończoność, zanim zacznie rozwijać się jakakolwiek akcja. Książeczka w sam raz na wieczór czy dwa, dla odmóżdżenia i odstresowania.
Więc, choć od „więc” zdania nie powinnam zacząć, jeżeli chociaż na dwa pytania z podanych przeze mnie we wstępie odpowiedzieliście twierdząco, bez wahania możecie pobiec do księgarni i sięgnąć po ten psi kryminał. Nie jest to jednak bajka dla dzieci o pieskach. Nie sądzę bowiem, aby dziecko zdawało sobie sprawę, jak jego kochany Pimpek potrafi przeklinać…
„Wciągnąłem świeże powietrze i ucieszyłem się, że mieszkając na sztucznie utrzymywanych peryferiach, mogę jeszcze w miarę swobodnie przy wejściu do lasu trzasnąć kupę, nie narażając delikatności Laury, która normalnie to parujące paskudztwo musi sprzątać swymi filigranowymi palcami lalki. A propos lalek: bliżej metra pojawiły się kosze na odpadki psiej przemiany materii, na których do utrzymania miejskiej czystości zachęca Barbie. Serio.”**
*Str. 16
**Str. 56
Strzeż się psa
Izabela Szolc
Cykl ABC
Oficynka
Str. 160
2011