Przyznaję całkiem otwarcie – nigdy nie przepadałam za opowiadaniami. Literatura grozy i fantastyka to nurty przed którymi chylę czoła, choć niekoniecznie należę do ich zwolenników. Dlaczego więc uparcie polowałam na egzemplarz książki „Marzyciele i pokutnicy” Krzysztofa Spadło? Po części z racji bardzo pozytywnych opinii ze strony osób, które książkę już czytały i póki co na ich gustach jeszcze nigdy się nie zawiodłam. W ich recenzjach pojawiały się spostrzeżenia, które intrygowały mnie na tyle skutecznie, by samej zaryzykować literackie spotkanie z tym debiutującym autorem.
Zbiór stanowi dziesięć opowiadań – zróżnicowanych zarówno w długości, jak i tematyce. To co je łączy to miejsce akcji. Autor zrezygnował z tworzenia fantastycznych światów na rzecz tego, co jest mu najbardziej znane – własnego kraju, rodzinnych stron. Również bohaterowie jego opowiadań to zwykli (przynajmniej z pozoru) ludzie, jakich codziennie mijamy na ulicy.
Być może to właśnie te swojskie realia sprawiły, że rozpoczęłam czytanie naprawdę odprężona i wręcz pochłaniałam kolejne strony. Od razu moją uwagę zwrócił język autora. Mam słabość do zgrabnych i pomysłowych określeń, które sprawiają, że po kilka razy czytam to same zdanie – po prostu by się nim nacieszyć.
Wiatr zajadle wył, ulewny deszcz zacinał strumieniami, przerażające jasnobłękitne błyskawice z niesamowitym hukiem niczym noże przeszywały ciemnoołowianą toń rozgniewanego nieba.
Str. 28
Oczywiście w przypadku bohaterów język prezentuje się już zupełnie inaczej i doskonale uzupełnia portret konkretnej osoby – gbur nie będzie stronił od mało cenzuralnych słów, w odróżnieniu od bardziej oczytanego duchownego. Wszystko doskonale się ze sobą harmonizuje.
Tak więc przewracałam kolejne strony, aż w końcu to się stało... Pierwsze opowiadanie, pierwsza fantastyczna kreatura... Wystarczyło kilka kolejnych linijek, bym nabrała wątpliwości, czy aby na pewno wybrałam lekturę, którą będę potrafiła docenić... Postanowiłam jednak przeczytać opowiadanie do końca a zakonczenie zaintrygowało mnie na tyle, by przeczytać kolejne opowiadanie. „Piętno Morfeusza” niewątpliwie należy do najlepszych opowiadań w całym zbiorze i skutecznie przekonało mnie do poznania całej reszty. Na dzień dzisiejszy mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nie żałuję ani chwili spędzonej nad tym zbiorem. Każde z opowiadań dostarczyło mi całą masę różnorodnych doznań. Jestem pod wrażeniem tego, jak autor kreuje swoje postacie i ich życiowe rozterki i nie ukrywam, że bardzo bym się ucieszyła, gdyby któregoś dnia zdecydował się napisać powieść „z życia wziętą”, już bez fantastycznej otoczki. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się czytać z takim zainteresowaniem o dylematach człowieka kupującego okulary i mogę sobie wyobrazić, że z podobnym zainteresowaniem czytałabym o bankructwie jego ulubionej piekarni czy też relacjach ze starą papugą. To nie zmienia oczywiście faktu że z czasem coraz bardziej wciągały mnie i te fantastyczne wątki i byłam pod ogromnym wrażeniem różnorodności pomysłów, jakie autor zdołał zawrzeć w tym zbiorze.
Jak wspomniałam na początku, raczej stronię od opowiadań, jednak mały, zgrabny manewr autora sprawił, że czułam się tak, jakbym czytała powieść – w poszczególnych opowiadaniach możemy natknąć się na ślady kolejnych lub wcześniejszych opowiadań. Z dużą przyjemnością szukałam takich tropów i z dumą przyznaję że raz naprawdę udało mi się odszukać motyw, który miał powrócić już w następnym opowiadaniu. Chyba jeszcze nigdy czytanie nie było dla mnie równie ... aktywnym zajęciem.
Właściwie każde z opowiadań zasługuje na odrębną recenzję, każdemu towarzyszą inne emocje i inne przemyślenia, jednak to, za co cenię Krzysztofa Spadło najbardziej pozostaje niezmienne. Autor nakreślił naprawdę interesujący i trafny obraz przeciętnego, współczesnego człowieka. Człowieka, który ma wrażenie, że jego życie niepostrzeżenie przemyka między palcami. W jego głowie tlą się jeszcze młodzieńcze marzenia i aspiracje, jednak jakaś niewidzalna siła powstrzymuje go od zmian, od wszelkich prób wypełnienia jałowych dni głębszym znaczeniem. Autor otwiera przed takimi ludźmi niesamowite szanse i tylko od nich zależy, jak je spożytkują.
Książka „Marzyciele i pokutnicy” to moim zdaniem naprawdę udany debiut i mam nadzieję, że wkrótce będzie nam dane poznać kolejne dzieło Krzysztofa Spadło, przynajmniej tak dobre jak jego zbiór opowiadań, a może jeszcze lepsze...