Czyż nieśmiertelność nie jest jednym z marzeń ludzkości? Obok umiejętności latania, podróżowania w czasie to właśnie powstrzymanie procesów starzenia jest kolejnym przedmiotem badań zakręconych naukowców. Co byśmy robili będąc wiecznie młodymi, pięknymi ludźmi, którym czas jest niestraszny? Wiadomo – wiecznie imprezowali! Jednakże Drew Magary przemyślał ten pomysł dogłębniej i na wielu płaszczyznach. Okazuje się, że wizja niestarzejącego się społeczeństwa tak naprawdę nie jest tak różowa jak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka.
Głównym bohaterem książki jest John Farrell, który miał (nie)przyjemność żyć w czasach, w których odkryto tak zwane „lekarstwo na śmierć”. Czytamy jego relacje z tego burzliwego procesu, a także kolejnych dziesiątek lat, które nastąpiły później. Jako wiecznie młody dwudziestodziewięciolatek przeżył on osiemdziesiąt dziewięć lat, obserwując jak wszyscy wokół niego kolejno odchodzą, wariują lub popełniają samobójstwa. Sam chwytał się różnych prac, aktywnie biorąc udział w przekształceniu społeczeństwa i uważnie je obserwując. Pogrążające się w anarchii społeczeństwo oraz pogłębiające się różnice między „nieśmiertelnymi”, a tymi, którzy z wyboru, bądź ze względu na trudną sytuację majątkową, nie przyjęli lekarstwa powoli, acz nieubłaganie prowadzi do katastrofy…
Czytelnik śledzi losy ludzkości czytając elektroniczny dziennik Farrella zapisany w pamięci urządzenia zwanego WEPS-em. Nie są to tylko jego przemyślenia, ale także kopie artykułów i wywiadów, dzięki którym powieść czyta się bardziej jako naoczną relację, a nie wytwór wyobraźni autora. Przedstawiona przez Drew Magary’ego wizja jest przerażająca w swoim prawdopodobieństwie. Przecież w każdej chwili ktoś może wynaleźć takie lekarstwo, a z tego punktu tylko krok dzieli nas od wydarzeń przedstawionych w książce. Żyjąc w tych czasach sami wiemy jak niewiele brakuje, aby ogarnęła nas społeczna znieczulica…
Gdy ludzie nie umierają śmiercią naturalną, a przed sobą mają tysiące lat życia powoli stają się epidemią na skalę globalną, która zabije naszą planetę. Autor opisuje procesy, które doprowadzą do kulminacyjnego momentu, od którego wszystko zacznie się walić. Skupia się na bardzo życiowych i prawdopodobnych kwestiach, które uległyby zmianie w momencie odkrycia lekarstwa zatrzymującego starzenie: małżeństwie (w końcu jest to połączenie dwóch osób „póki śmierć ich nie rozłączy”, co nabiera całkiem przerażającego znaczenia, gdy żyje się setki lat), a co za tym idzie zwiększonej ilości rozwodów; nadużyć w podawania lekarstwa (przypadek matki, która wstrzyknęła je swojej ośmiomiesięcznej córce); przeludnienia i powolnego zużywania wszelkich zasobów; braku miejsc w więzieniach i rewaloryzacji systemu karnego; religia w formie jaką znamy teraz nie będzie już potrzebna, gdyż przyszłym bogiem jest Człowiek. Obok ludzi, którzy wzięli lekarstwo są jeszcze ci śmiertelni, którzy starają się uprzykrzyć im życie. Choć na pewno znalazłyby się kwestie, o których autor nie wspomniał lub nie pomyślał, zmusza on czytelnika do gruntownego przemyślenia idei nieśmiertelności. Nie sposób czytać o tak dramatycznych wydarzeniach, zostając obojętnym i nie obawiając się o własną, prawdziwą przyszłość.
Zarówno forma, fabuła, jak i styl autora stoją na naprawdę wysokim poziomie. Od „Nieśmiertelności…” nie mogłam się oderwać. Ta książka jest złożona ze wszystkich elementów, jakie uwielbiam z osobna, a razem tworzą one po prostu mieszankę wybuchową, niemal genialną. Oczywiście mamy tu do czynienia z science-fiction, ale bez natłoku niezrozumiałych zwrotów i wyrażeń naukowych. Cały postęp opisany jest w klarowny i jasny sposób, który dotrze nawet do nieoczytanych z fantastyką naukową czytelników. Jest to również powieść apokaliptyczna, której nastrój towarzyszy nam przez wszystkie karty książki, a lekki niepokój nie opuszcza aż do ostatniej strony, a nawet odrobinę dłużej. Wtrącane artykuły, a także nieco relacyjny sposób opisywania wydarzeń sprawiają, że wydaje nam się, że one naprawdę już się rozegrały, za co autorowi należą się brawa.
Już oficjalnie mogę to stwierdzić – znalazłam swoją „perełkę” w serii „(Najprawdopodobniej) najlepsze książki na świecie”. Nie sądziłam, że nastąpi to tak szybko, ale powieść „Nieśmiertelność zabije nas wszystkich” to kawał świetnej literatury, który ma w sobie wszystko to, co uwielbiam, a nawet jeszcze więcej. Wszystkim zainteresowanym polecam lekturę tej książki z całego serca. Zresztą, tym niezainteresowanym też. Naprawdę warto.