Najpierw zachwyt nad okładką, piękna w swej prostocie, a jednocześnie zadziorna. A potem opis z tyłu"Życie zaczyna się po sześćdziesiątce. Wtedy można np. przepłynąć Ocean Atlantycki kajakiem. I to dwukrotnie." To się nazywa siła marzeń i wiara w to, że tak naprawdę ograniczenia są w naszych głowach.
Emerytowany inżynier mechanik Aleksander Doba, bo o nim stanowi ta historia za pomocą Dominika Szczepańskiego opowiada o czymś co wydaje się być niemożliwe i niewiarygodne. No bo jak to emerytura kojarzy się ze zmniejszeniem aktywności życiowej, wrzuceniem na luz, a wyjazdy no może najbardziej prawdopodobne do sanatorium. Ten pan to wulkan energii, gnany wiatrem przez świat.
W książce poznajemy początki wypraw kajakowych i jednocześnie rodzenie się ogromnej pasji do pływania. Olek to nie tylko kajakarz, ale także ma epizody związane z lataniem czyli tak naprawdę wszystko to, co daje dreszczyk emocji i ogromny skok adrenaliny. Zanim jednak wypłynął w tak ekstremalną wyprawę były mniejsze jak choćby taka do Narwiku "tylko " na trzy miesiące. Do tej najważniejszej jednak musiał się solidnie przygotować. A więc najpierw sprawa specjalnego kajaku, który pomieści cały dobytek potrzebny do przetrwania, a poza tym być niezatapialny i taki pozwalający przetrwać sztormy. Musiał tez pomieścić samego kajakarza, dla którego stał się domem na kilka ładnych miesięcy. Do jego budowy zaangażował młodych absolwentów Politechniki Szczecińskiej.
Inną sprawą stało się przygotowanie rodziny na taki wyjazd. Normalną i naturalną sprawą było, że żona Aleksandra Gabi starała się storpedować jego pomysł wiedząc tak naprawdę, ze to walka z wiatrakami.
Genialna część książki to sam opis wyprawy. Nie jest to bynajmniej buńczuczny hymn na cześć bohatera. To prawdziwy zapis walki z przyrodą rzadko kiedy przychylną człowiekowi, to zapis walki z samym sobą. Trzeba być naprawdę twardym, aby wytrzymać z samym sobą tylko i wyłącznie. Ze swoimi myślami, tym że jeśli przyjdzie chwila trudna a było ich wiele to tak naprawdę jest się zdanym tylko na siebie. wliczając w to psujący się sprzęt, kłopoty z łącznością wiatrem.
Ale Aleksander nie byłby sobą, gdyby nie okraszał swoich wspomnień zabawnymi sytuacjami, jak spotkania z żółwiami stukającymi lub drapiącymi się o kajak, wielorybem i wieloma innymi sytuacjami, których nikt nie był w stanie przewidzieć.
Piękna biografia o spełnianiu siebie, swoich marzeń i o tym , że warto wierzyć w ludzi.