Ta książka, budzi we mnie tak wiele emocji, że tak naprawdę, nie wiem co napisać.
Jest to opowieść o życiu pewnej rodzinki widziany oczyma jednego z dzieci - ośmioletniej Fridy. Dziewczynka od samego początku narzeka na swoją mamę, która przez cały dzień jest stale zaganiana i co najgorsze, bez przerwy narzeka.
Fakt, że to ona trzyma całą rodzinę w garści, o wszystkim pamięta, wszystkiego musi dopilnować. Jednak obie dziewczynki nic sobie z tego nie robią, lekceważą jej starania i stale się z tego śmieją. Ale do czasu... Bo przychodzi moment, którego nikt się nie spodziewa. Mama nagle umiera... a cały ich świat nagle staje do góry nogami.
Gdy sięgałam po tę książkę nie czytałam żadnych recenzji. Nie wiedziałam więc co mnie czeka. I powiem Wam, że po prostu szczęka mi opadła. Absolutnie nie spodziewałam się, że książka na której okładce widnieje napis, że jest dla dzieci od lat 6 jest o umieraniu... To było dla mnie tak wielkim zaskoczeniem, że czytałam tych kilka zdań kilkakrotnie doszukując się w nich jakiegoś haczyka. Ale takiego nie było. Mama rzeczywiście umiera, a w kolejnych rozdziałach czytamy o tym, jak teraz wygląda życie dziewczynek i ich ojca.
Muszę jednak przyznać, że cała historia rodzinki Blomkvistów jest utrzymana w bardzo pogodnej, a czasem wręcz zabawnej i zwariowanej atmosferze. Nie ma w niej podniosłego nastroju. Nie ma żałoby płynącej z każdego zdania. Dziewczynki często wspominają mamę, mówią że tęsknią za nią, czasem przechodzą tak zwany kryzys, ale przez cały czas w treść wpleciona jest cała mas żartów i zabawnych sytuacji.
Ta książka jak dla mnie jest zagadką. Porusza niezwykle ważny i jednocześnie trudny temat, a z drugiej strony to wręcz czarna komedia dla najmłodszych. Dziecko czytając tę książkę może wczuć się w sytuacje swoich rówieśniczek, gdy tracą mamę... przeczytać o tym, jak bardzo zmienia się życie po utracie kogoś bliskiego. Pokazuje, że często doceniamy innych dopiero wtedy, gdy ich tracimy. Ale jednocześnie zastanawia mnie czy taki temat książki nadaje się dla sześciolatka?
Ale to nie wszystko. Bo jest jeszcze jedno zaskoczenie - zakończenie. Nie wiem czy powinnam zdradzać fabułę książki, bo nie każdy to lubi i sama często bardzo unikam tego typu recenzji. Zawsze jestem zdania, że najlepiej jest książkę przeczytać i samemu ocenić. Nie lubię czytać książek, które z góry wiem jak się skończą. Tym razem jednak zrobię wyjątek. Ze względu na mamy, które chciałyby kupić tę lekturę swoim pociechom.
W końcu biorąc pod uwagę tematykę jaką porusza, nie jest to taka zwykła książka i warto chwile się nad nią zastanowić. Bowiem na koniec, okazuje się, że gderanie mamy dziewczynek przeszkadza także aniołkom w niebie... i mama po roku nieobecności wraca jak gdyby nigdy nic na ziemię... Pojawia się dokładnie tam, gdzie umarła, tak jakby to trwało tylko chwilkę...
Bardzo kontrowersyjne zakończenie... happy end czy wprowadzanie zamętu w główce małego dziecka? Na to pytanie odpowiedzcie sobie kochani sami :)