Od kiedy pamiętam, fascynowały mnie wszelkie niebezpieczne zjawiska pogodowe, od ulewnych deszczy, przez porywiste wiatry, po silne burze, które wiele osób przyprawiają o niepokój. Wszystko zaczęło się wraz z obejrzeniem filmu „Twister”, który jest nam wszystkim doskonale znany i, który sprawił, że za dziecka marzyłam o tym, by być jak Helen Hunt łowiąca tornada. Z wiekiem mi nie minęło, a fascynacja tornadami i ekstremalnymi zjawiskami pogłębia się po chwilę obecną. Nie mogłam więc przejść obojętnie obok programu telewizyjnego Reeda Timmera, a kiedy pojawiła się książka na temat jego pracy, musiałam po nią sięgnąć, by dowiedzieć się jeszcze więcej o wszystkim, co wpływa na zjawiska pogodowe, z jakimi spotyka się świat.
„Łowca burz” to książka, w której poznajemy Reeda Timmera, dotąd znanego nam głównie z takich programów jak „Dogonić tornado”, czy „Tornado Glory”. Obecnie trzydziestoośmioletni mężczyzna, zainteresował się zjawiskami meteorologicznymi po tym, jak w dzieciństwie nad jego domem przeszła burza z gradem wielkości piłeczek golfowych. Mając siedemnaście lat, udało mu się nakręcić swój pierwszy film z tornadem i w tym samym roku rozpoczął studia na uniwersytecie w Oklahomie, który ukończył, otrzymując tytuł licencjata i doktora naukowego. Reed Timmer w tornadach i huraganach zakochał się na amen. Nie jeden raz ryzykował własnym życiem, dla kilku dodatkowych ujęć i lepszego zrozumienia tego, co potrafią zdziałać siły natury na naszych oczach. W książce opisuje swoje przeżycia, bogate we wszelkiego rodzaju opisy tego, co czuł, widział i słyszał, gdy ulewne deszcze dawały się wszystkim we znaki, a silne porywy wiatru, potrafiły wyrywać drzewa z korzeniami, przenosząc je dalej o kilka, a czasem i kilkanaście metrów. Zapoznajemy się również z procesem badań naukowych dotyczących powstawania trąb powietrznych, czy tego, jak z drobnych próbował uzbierać odpowiednią kwotę do tego, by zatankować samochód i wybrać się na kolejne łowy, nie mogąc znieść myśli, że mógłby przepuścić kolejne groźne zjawisko. To właśnie z Reedem Timmerem, poznajemy piękno natury, która potrafi być groźna.
Świadomość, że ten facet istnieje na prawdę i można go spotkać na słynnej amerykańskiej Alei Tornad, sprawia, że czytając książkę, nie raz zastanawiamy się nad tym, co Timmer ma w głowie. W końcu mało kto pokusiłby się o to, by pchać się w zagrożone rejony z własnej, nieprzymuszonej woli, zamiast spędzać czas na wygodnej kanapie w zaciszu domu na drugim końcu stanu, gdzie nikomu nic nie grozi. Całość tekstu jest dopieszczona kilkoma stronami świetnych zdjęć, które przedstawiają tornada, chmury na tle cudownych okolic, czy specjalnego samochodu, którym porusza się łowca burz. Historia, którą przedstawia nam autor, to nie tylko nauka. To coś więcej, co mówi nam o pasji, odwadze, strachu i ryzyku, jakie ponosi się, robiąc coś, co się kocha. Czy książka jest tak piorunująca, jak zapewnia nas okładka? Dla kogoś, kogo fascynuje proces powstawania burz i tornad, kogoś, kto chciałby doświadczyć dreszczu emocji w spotkaniu z tak silnymi zjawiskami, z całą pewnością. A dla tych, którzy nie interesują się meteorologią, ta pozycja może okazać się ciężka i męcząca przez wzgląd na sporą ilość pojęć i opisów, które nie dla wszystkich mogą być zrozumiałe. Mimo to wydaje mi się, że warto sięgnąć po „Łowcę Burz”, który potrafi wciągnąć niczym sporych rozmiarów tornado, gdyż jest historią opartą na faktach i przedstawia doświadczenia autora, który postanowił podzielić się swoją wiedzą, oraz tym, czego doświadczył na własnej skórze.