W XIX wieku w Anglii nie ma już magii. A przynajmniej nie tej, którą znamy z Harrego Pottera. Nikt nie zna zaklęć ani nie posiada różdżki. Nie ma szkół dla czarodziejów, długich czarnych szat ani elfickich sług. Jedyne co pozostało to księgi i pewne towarzystwo magów w Yorku. Według jego członków jedyną słuszną magią jest ta teoretyczna. Całymi dniami prowadzą więc oni dyskusje a także tworzą pisma o magii. Pewnego dnia jeden z nich stawia jednak ważne pytanie: Dlaczego w Anglii nie praktykuje się już czarów?
Od tego pytania rozpoczyna się ciąg sytuacji, który doprowadza nas do głównego bohatera całej powieści. Jest nim nikt inny jak tytułowy pan Norrell. Starszy, niesympatyczny i stroniący od ludzi mężczyzna. Towarzystwo magów nawiązuje z nim kontakt, gdyż przyznaje się on do praktykowania magii. Wszyscy są jednak bardzo sceptyczni i wymagają aby Norrell zademonstrował im swoje umiejętności.
Ciężko jest mi opisać późniejsze wydarzenia, gdyż jest ich sporo. Mamy wskrzeszenie zmarłej, wojnę z Francją i statki widmo. Po połowie książki poznajemy też w końcu Jonathana Strange’a, lecz jest o nim niewiele powiedziane. Z ciekawszych elementów jest także przepowiednia i tajemniczy Król Kruków, czyli jak sami widzicie dzieje się sporo.
Towarzystwo Przyjaciół Magii
Przyznam się, że zaczęłam czytać tą książkę kilka lat temu i… odłożyłam ją wtedy po 30stronach. Nie wiem co teraz sprawiło, że sięgnęłam po nią ponownie, ale zdecydowanie nie żałuję. Czytałam ją z dużą dozą przyjemności, delektując się zwłaszcza językiem, który przypominał mi trochę styl pani Jane Austen. Jest to debiut powieściowy Susanny Clarke, a prawa do to tej książki zakupiło ponad 20 krajów na świecie, jeszcze przed jej publikacją. Nie jest to jednak lekka i szybko czytająca się książka, a wpływ ma na to wiele czynników. Pierwszą składową są częste przypisy, które nawiązują do tajemnych ksiąg i niestety rozpraszają w trakcie czytania. Kolejnym elementem są bardzo długie opisy i niewielka ilość dialogów. Przez które człowiek odczuwa, że akcji tak naprawdę nie ma. Wszystko jest trochę monotonne i według mnie odzwierciedla stereotypowy, spokojny charakter anglików. Czytelnik powoli zagłębia się w historię, gdyż i toczy się ona powoli.
Z elementów, które mi odpowiadały to jak już wspomniałam język. Nie jest to standardowe słownictwo tylko takie z wyższej półki. Zdania są długie i pełne informacji, dlatego w trakcie czytania należy być skupionym. Dla mnie była to miła odmiana po licznych, szablonowych ostatnio książkach o paranormalnych związkach. Mimo tego, iż w trakcie czytania człowiek nie czeka w napięciu na kolejne wydarzenia to i tak, książka pani Clarke ma to coś.
Jaka szkoda, że to trup
„Jonathan Strange i pan Norrell” nie jest pozycją dla każdego. Zdecydowanie nie polecam jej młodszym czytelnikom, gdyż tak jak ja kilka lat temu mogą po prostu stwierdzić, że jest nudna. Ja rozbudziłam dzięki niej swoją od jakiegoś czasu uśpioną, literacką część osobowości. Uspokoiłam także wszystkie walczące ze sobą emocje po antyutopiach, niespełnionych romansach i morderstwach. Z chęcią kupię kolejne dwa tomy, aby poznać dalsze losy głównych bohaterów.