Świąteczne drzewko życzeń recenzja

A może by tak odrobinę magii i świątecznych cudów w święta?

Można by powiedzieć, że Jenna ma tak na prawdę wszystko o czym może każda kobieta pomarzyć. Pracuje jako lekarz ginekolog-położnik, udziela się jako wolontariuszka, ma wspaniałego syna - Reillego. Jednak i nad nią nadchodzą czarne chmury. Od pewnego czasu jest gnębiona przez nieznanego stalkera, który stara się jej uprzykrzyć życie jak tylko się da. 

W czasie trwających świąt jej syn dzwoni na gorącą linię Świętego Mikołaja, którym okazuje się być - Devin. Na stałe mieszka on w Australii gdzie prowadzi swoją firmę, ale wówczas przebywał w swoim rodzinnym domu, w Eternity Springs. Mężczyznę zaskakuje ten telefon, jednak bardzo szybko wciela się w rolę Świętego Mikołaja, jeszcze bardziej szokuje go życzenie Reillego - chciałby bowiem tatusia. Devin rozmawia z chłopcem dawając mu dobre rady, tym samym później rozmawia z jego mamą - mając wrażenie że są dobrymi przyjaciółmi. 

Pod wpływem wszystkich przykrych wydarzeń Jenna decyduje się spędzić święta w miasteczku o którym Devin jej opowiadał. To małe górskie miasteczko ponoć skleja złamane serca a każdy ma prawo wierzyć, że kiedyś spełnią się wszystkie jego najskrytsze marzenia.

Biorąc książkę do ręki byłam nastawiona na historię miłosną ze świątecznym wątkiem w tle. W jakim szoku byłam gdy z każdą kartką nie spotykałam się z tym na co byłam nastawiona. Autorka w typową historię miłosną wplata siłę matczynej miłości, o bezpieczeństwie, które za wszelką cenę chcę zapewnić swojemu synowi. O przyjaźni i uroku małego miasteczka w górach, gdzie wszyscy bardzo dobrze się znają, są dla siebie mili i życzliwi. Niesamowicie bardzo ciepła i przyjemna historia. Idealna na zimne wieczory, z kubkiem herbaty. Z przyjemnością zatraciłam się na kilka godzin razem z autorką.