Paula McLain studiowała poezję na Uniwersytecie. Michigan i otrzymała stypendia naukowe m.in. z Yaddo i MacDowell Colony . Jest autorką dwóch tomików poezji, pamiętnika "Like Family : Growing Up in Other People", a także powieści "A ticket to Ride". Na co dzień, wraz z rodziną mieszka w Cleveland.
Hadley Richardson, mając zaledwie dwadzieścia osiem lat, dawno zrezygnowała już z marzeń o wielkiej, szczęśliwej miłości i założeniu rodziny, spychając je gdzieś w zakamarki pamięci. Los wydaje się jednak posiadać w stosunku do niej zupełnie odmienne plany. Bo przecież pojawienie się w życiu Hadley Ernesta nie może być przypadkiem. Przypadkiem nie może być również śmierć matki dziewczyny, ani tym bardziej jej podjęta pod wpływem bolesnych doświadczeń decyzja o wyjeździe do Chicago. Tamtej jesieni miały zetknąć się losy dwójki zupełnie odmiennych osób - Hadley Richardson i Ernesta Hemingway'a i połączyć je ze sobą na pewien odcinek wieczności, a zaprzeczenie temu faktowi byłoby kłamstwem.
Hadley i Ernest nie walczą z przeznaczeniem i biernie poddają się losowi. Po szybkim ślubie oboje opuszczają Chicago i dołączają do grona Straconego Pokolenia literatów w Paryżu. Tyle, że świeżo poślubieni małżonkowie nie pasują do hulaszczego trybu życia swoich nowych przyjaciół. Nie wiedząc kiedy, oboje powoli oddalają sie od siebie. Ernest w otoczeniu młodych kobiet stara się odnaleźć swą literacką drogę, z kolei Hadley usilnie próbuje wspierać męża, równocześnie pozostając sobą. Determinacja kobiety jest jednak niczym w porównaniu do siły oszustwa, które ukradkiem wkrada się do ich związku, burząc wszystko co wspólnie usiłowali zbudować.
"Choć nieraz szukałam leku, w końcu musiałam się pogodzić z faktem, że Paryż to choroba na którą nie ma lekarstwa"
To zadziwiające, doprawdy zadziwiające, że dopiero fikcja literacka w pełni ukształtowała w moich oczach sylwetkę znanego na całym świecie pisarza. W tych rzadkich chwilach, w których moja pamięć podążała torem w jego kierunku, Ernest Hemingway przybierał dla mnie bowiem postać sędziwego staruszka z za długim zarostem, słowem - uosobienie bohatera jego opowieści "Stary człowiek i morze". Przez myśl mi nawet nie przyszło, że owy mężczyzna kiedykolwiek mógł być zwykłą, młodą i pełną życia osobą, nie wspominając juz w ogóle o tym że mógł on kochać a nawet być kochanym.
Popełniłam karygodny błąd, przyznaję. Z postaci z krwi i kości, uczyniłam bohatera żyjącego jedynie na kartach książki. Paula McLain skutecznie otworzyła mi oczy, wylewając na moją głowę kubeł zimnej wody. Po raz pierwszy zobaczyłam pana Hemingway'a naprawdę, choć niekoniecznie w pozytywnym świetle. Jestem tylko i wyłącznie kobietą, postać mężczyzny, który rani ukochaną osobę - choćby nieświadomie, stanowi dla mnie osobę do szpiku kości przesiąkniętą złem. Dlatego znienawidziłam Ernesta. Znienawidziłam go za jego wątpliwości, za słabe - o Boże jakże słabe! - próby usprawiedliwienia się przed samym sobą i wreszcie za jego uczucie do Hadley. Przyznam szczerze, nawet nie próbowałam zrozumieć jego zachowania. Początkowo owszem, podjęłam pewne niepewne próby, ale z czasem dałam za wygraną - nie było warto.
"Świat już raz się skończył i w każdym momencie mógł się skończyć ponownie"
Za wszystkie te powody przez, które znienawidziłam postać "Hema", pokochałam Hadley. To dziwne bo zwykle postacie równie słabe i bezbronne wzbudzają u mnie irytację. Bohaterka wykreowana przez Paulę Lain czymś jednak mnie ujęła. Czym konkretnie? Nie mam zielonego pojęcia. Być może swą desperacką, z góry skazaną na porażkę walką o własne szczęście. Być może nieśmiałymi znakami świadczącymi o jej cierpieniu, a wreszcie być może dlatego, że w pewnym momencie się poddała. To raczej dyskusyjna sprawa, faktem pozostaje jednak, że bez względu na powód postać Hadley ujęła mnie do głębi. Łakomym wzrokiem pochłaniałam każde kolejne napisane zdanie, nie mogąc się doczekać momentu, w którym nastąpi koniec by wreszcie mogły się ukazać słowa "i żyli długo i szczęśliwie".
Dużą rolę w mojej ostatecznej ocenie odegrał język, którym posługuje się autorka. Łatwo doszukać się w nim śladów świadczących o jej wykształceniu odnośnie poezji. Paula McLain posługuje się prostym aczkolwiek niezwykle plastycznym językiem, w który nie raz wplątują się metafory. Och, oczywiście tekst nic nie ma wspólnego ze stylem, z którym stykamy się w poezji. To takie subtelne połączenie powieści ze środkami stylistycznymi rodem z liryki. Słowem, coś zupełnie nowego i wyjątkowego.
Jeżeli zaś chodzi o samą fabułę - obejmuje ona większą część dorosłego życia Ernesta Hemingway'a. Muszę przyznać, że miałam pewne obawy czy historia życia niezbyt przeze mnie lubianego pisarza przypadnie mi do gustu. Przeczuwałam, że powieść szybko mnie znuży tymczasem jednak zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona. Nawet nie dostrzegłam, kiedy moja lektura dobiegła końca, co więcej, po jej skończeniu wręcz żałowałam, że to już koniec. Paula McLain udowodniła, że nawet codzienność ubrana w odpowiednie słowa może okazać się idealnym materiałem na powieść.
"Madame Heminway" to doskonała powieść o miłości, wyrzeczeniach, a wreszcie także i o zdradzie, osadzona na tle powojennego Paryża. Lekki, przyjemny styl autorki, możliwość zagłębienia się w życie znanego i cenionego przez krytyków pisarza, a także i niebanalna szata graficzna, przyczyniły się do sukcesu powieści Pauli MCLain. To właśnie historia taka jak te pozwalają nam inaczej spojrzeć na artystów i ich twórczość. Tych, którzy wciąż się wahają, gorąco zachęcam do lektury - "Madame Hemingway" to pozycja obowiązkowa.