Mur Berliński zakorzeniony we współczesnym planie wielokulturowej metropolii, w której codziennie egzystuje ponad 3,8 mln ludzi. Czy ktoś pamięta o NRD, żelaznej kurtynie, towarzyszach ze wschodu? Jeden mur urósł w trakcie budowy do 3,5 metra, przede wszystkim on pozostał już na zawsze w historii miasta, świadomości mieszkańców, co najtrudniejsze on nadal się odnawia nie w postaci betonowej kurtyny a w podziałach społecznych zwłaszcza w tak wielonarodowościowym centrum. Czy mit muru można wymazać? Pozostałości nadal porozrzucane są czasami nieudolnie, czasami stanowią zabytek na cmentarzu a jednocześnie stają się podstawą, na której wybudowano dom w latach postkomunistycznych. Zataczanie kręgów czasu, powoduje przykre stwierdzenia, że granice są czasem niezatracalne, chropowate, przykryte graffiti, ciężkie od bólu, oświetlone a czasami wyrastające przed oczami w spersonalizowanej formie.
Zbiór reportaży o fenomenie historycznym muru berlińskiego w Europie Środkowowschodniej stanowi ilustrację prawdziwego wymiaru zimnowojennej polityki, która z perspektywy współczesnych mieszkańców strefy Schengen stanowi absurd. Reportaże przedstawiają holistyczną wizję muru, od symbolicznego tworu, tabu, ksenofobi, szansy na wolność po drugiej stronie do betonowej granicy, przy której życie straciło co najmniej 140 osób. Głównym mottem przewodnim jest dla mnie pytanie: Czy mur się zrósł jak rana na żywym organizmie, którym było dynamicznie rozrastające się miasto? Blizny pozostały nie tylko na żyjących w tym czasie, również następne pokolenia doświadczają skazy berlińskiej w różnych wymiarach życia: nastroje antyemigracyjne, podziały rodzinne, stereotypy zderzające się z mitami narodowymi. Nowe blizny wciąż powstają na wielu granicach w wielu miejscach na ziemi, jest ich blisko 50. To co łączy te wszystkie historie to świadomość odgórnego ograniczenia, życie z nim, oswajanie się a czasami gorzkie przyzwyczajenie do jakiegoś fatum, zrządzenia losu, decyzji politycznej, na którą jest wiele pytań a odpowiedz jest czasami niemożliwa do sformułowania.
Książka zawiera w sobie wiele większych i tylko krótko zaznaczonych historii, nie ma lepszych ani gorszych to tak jakby oceniać produkt, który nie powstał w procesie wizji artystycznej, to życie stworzyło taki los, nie można w tym momencie odejść od polityki, jednakże decyzje tamtych ludzi należą do grona przełomowych. Nie mogę sobie wyobrazić siebie na miejscu mieszkańca wschodniego Berlina. Bezpośrednia forma w pewnych momentach surowa, pozwoliła mi na pewien kontakt z rozmówcami, zaobserwować ich emocje. To krótkie zdanie jest określeniem wartości reportaży dla mnie. Fotografie Filipa Springera są integralną częścią reportaży, jednak tworzą szersze tło wydarzeń, pomników historii podlegających rozkazom czasu. Kontrast betonu z wrastającą zielenią to najpełniejszy obraz ścierania się dwóch idei niepodległych wobec siebie, nie ograniczają się do sfery architekturalnej, ta pozostałość żelaznej kurtyny jest wciąż w nas, nie potrzebujemy barier fizycznych.