"Luca" to trzeci tom serii Agnieszki Siepielskiej, którą można nazwać mafijną. Od razu podpowiem, że niekoniecznie musicie obawiać się spojlerów :)
Więc... o czym jest ta część? O Luce, czyli kuzynie dwóch poprzednich Rhysa i Antonio. I o Maxine, dziewczynie, której niestety przyszło żyć wśród osób powiązanych z mafią. Jak sama mówi, przechodzi z rąk do rąk, jest wiecznie czyjąś własnością tak jak jej siostra Mia. Okazuje się, że Luca ma obsesję na punkcie Maxine i tak zaczyna się jedna, wielka akcja, miłość, pożądanie i mordobicie. Ale czy na pewno?
Jeśli ktoś zna tę serię, to wie, że było zabawnie do tej pory, ale także było dużo akcji, pościgów, porwań, strzelanin i to wszystko kręciło się wokół uczuć. Była babcia Helen, dzięki której było bardzo wesoło, bo jej teksty potrafiły zwalić z nóg największego siłacza. Mężczyźni, którzy nie wahają się zabić, a dla własnej kobiety zrobią wszystko i właśnie te szalone kobiety, którym przyszło wiele przejść, ale zaczęły nowe, bardzo emocjonujące życie przy swoich facetach.
Patrząc na to, co opisałam wyżej i tym razem spodziewałam się czegoś podobnego. W końcu to seria i mimo pewnych odchyleń założyłam, że Agnieszka Siepielska zabierze nas znów do tego świata. Boże, jak ja się zawiodłam. Już Wam opowiadam dlaczego.
Książka ma ledwie 200 stron i to dosyć sporą czcionką drukowana. To mnie zdziwiło, ale stwierdziłam, że ok, może to zakończenie serii i pójdzie szybko, zwięźle i na temat. Cóż, okazało się, że jest tak bardzo po łebkach, tak wiele jest pominięte... czyżby autorkę gonił deadline i olała po całości tę część? Takie mam wrażenie.
Luca miał być bad boyem, jak sam o sobie mówi, wręcz diabłem, w którym próżno doszukiwać się dobra, a w tej części pokazano nam ciepłą, rozmemłaną kluchę na parze. A fu. Niby taki niegrzeczny, zaborczy, a jak przychodzi co do czego... Rhys i Antonio to były faktycznie takie charaktery, a tutaj to totalna porażka.
Maxine i Mia. Obu tych dziewczyn historię mocno autorka nam okroiła. Nie dowiadujemy się o niech w zasadzie nic. Ot, są. Obie nijakie, bez charakteru. Jedyne co wiemy, to że zostały pokrzywdzone przez los. A można było tak ciekawie rozwinąć ich wątki. Ale widocznie zabrakło czasu lub pomysłu.
Sama akcja. Nie dzieje się praktycznie nic. Na hura Luca znajduje Maxine, zabiera ją do siebie, ta rozpacza za siostrą, ale w sumie co tam, bardziej myśli o facecie. W końcu lądują w łóżku i w zasadzie koniec pieśni.
I kolejny zarzut. Gdzie bohaterowie z poprzednich tomów? No, pojawili się całe dwa razy. Wielka szkoda, bo Zarówno Helen, jak i cała reszta mocno podciągała całość dając wiele humoru.
Czyli suma summarum... tragedia. Nie spodziewałam się, że będę musiała trzeci tom tak objechać. Widać, że był pisany w pośpiechu i bardzo olewczo. Przynajmniej nie znajdziecie w niej wiele błędów, choć jeden z nich, który jest na bodajże drugiej czy trzeciej stronie wywołał we mnie mieszane uczucia.
Nie polecam. Szkoda na nią czasu. I myślę, że to ostatnia książka tej autorki, po jaką sięgnęłam skoro zaczyna się podejście "napisać, aby napisać" i wydawnictwo również powinno się zastanowić nad tym, co wydaje. To niedokończona książka, a wręcz jej szkic.
Ode mnie 2/10 gwiazdek. Przykro to pisać, bo naprawdę podobały mi się obie poprzednie części, a także "Dama Paxtona", której bohaterowie pojawili się i w tej historii. Czasami lepiej poczekać, wydać później, a dopracować powieść.
Wydawnictwu Niezwykłe dziękuję za egzemplarz!