„- Nie wyglądasz za dobrze - mruknęła Lula.
- Chyba mam chorobę lokomocyjną.
- Nigdy nie miałaś choroby lokomocyjnej.
- Mam zawsze wtedy, gdy ścigam faceta, który dopiero co zaatakował mnie łyżką do opon.”*
W dzisiejszych czasach imamy się różnych zawodów, aby tylko mieć za co przeżyć. Bycie łowczynią nagród nie jest wcale takim prostym zadaniem, nigdy nie wiadomo kogo będzie się za chwilę poszukiwać i jaki obrót przybiorą sprawy. Czasem jest łatwo, a czasem wręcz przeciwnie. Z pewnością nie ułatwia jej niczego niezbyt spokojne życie osobiste…
Stephenie Plum znowu dostaje kilka zleceń od swojego szefa i od razu zabiera się do ich realizacji. Oczywiście życie byłoby zbyt piękne, gdyby wszystko poszło bez przeszkód. W trakcie łapanki jej samochód zostaje podpalony, ona sama zostaje podpalona i jest śledziona przez mafiozo. Między czasie dowiaduje się, że policja ściga człowieka, który zabił i podpalił handlarza narkotykami. Traf chciał, że tym podejrzanym jest Komandos, jej mentor, do którego coś chyba czuje i który prosi ją o przysługę. A żeby było bardziej skomplikowanie jest jeszcze Morelli, policjant związany ze sprawą i tak jakby z nią. Jak tym razem Stephenie poradzi sobie z tym co nadchodzi?
Książki Janet Evanovich początkowo w ogóle nie zwracały mojej uwagi. Dużo o nich czytałam, ale jakoś nie planowałam ich przeczytać. Jak jednak wiadomo, kobieta zmienną jest, i nabyłam pierwszy tom o przygodach łowczyni, a zaraz potem trafiła do mnie ta oto część. Bałam się trochę tego przeskoku, ale podobno nie miałam czego. Gdy w końcu zabrałam się za „Po szóste nie odpuszczaj” przepadłam jak śliwka w kompot. Dosłownie.
Pierwsze co mi się rzuciło w oczy trakcie czytania to niebywałe poczucie humoru jakie towarzyszy autorce. Czytałam różne zabawne książki, ale ta z pewnością bije je na głowę. Autorka postawiła na rozrywkę na wysokim poziomie i jak na mój gust wychodzi jej to naprawdę dobrze. Mamy tu mieszankę komedii, romansu i kryminału no może sensacji. Takie połączenia nie zawsze dobrze się kończą, ale w tym przypadku nie ma czym się martwić. Wszystko ładnie ze sobą współgra tworząc nie ustającą i pełną niespodzianek akcje. Powieściopisarka ma lekki styl pisania, a do tego widać, że tworzy bez żadnego przymusu, nie ciągnie wątków na siłę i nie musi umieszczać innych tematów by „zapchać” momenty gdy nic się nie dzieje. Bo tak naprawdę takich momentów nie ma, w tej książce zawsze się coś dzieje.
Z miejsca polubiłam Stephenie i ludzi, których zna i napotyka. Każda jest inna i niepowtarzalna. Bawiły, irytowały, wprawiały w niedowierzanie i konsternację. Mimo tego, że wzbudziły moją sympatię potrafiły zaskoczyć i sprawić, że musiałam o nich zmienić zdanie. Do tego pewna jestem, że jeszcze nie raz mnie zaskoczą, bo nie odkryli wszystkich asów jakie trzymają. Ze wszystkich postaci jakie poznałam w tej części najbardziej polubiłam właśnie Stephen, która jest przebojowa, zabawna i posiada niesamowitą kobiecą intuicję. Z prawdziwym rozbawieniem obserwowałam jej poczynania i to jak wpada w tarapaty. Do tego smaczku dodawały jej rozterki sercowe. Obydwa „obiekty” są bardzo interesujące i godne uwagi. Drugą bohaterką, która podbiła moje serce, była babcia Stephenie. Nie była to zwykła zwykłą starszą kobietą, która szydełkuje i myśli tylko o tym, że zbliża się jej koniec. O nie! Ona pragnie atrakcji i rozrywek, potrafi wziąć broń na egzamin z prawa jazdy, umawia się na randki i dużo by jeszcze wymieniać. Z resztą w całej powieści nie spotkałam chyba ani jednej poważnej osoby.
Jestem wprost zachwycona tą publikacją, ubawiłam się w trakcie jej czytania za wszystkie czasy i z żalem odkładałam ją na bok po zakończeniu. Przygody głównej bohaterki niesamowicie mnie absorbowały i sprawiały, że traciłam poczucie czasu. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to literatura wysokich lotów, ale czasem liczy się tylko to by przy jakiejś książce się odprężyć. Pośmiać się, ale również poczuć niepewność i nutkę strachu. Janet Evanovich niewątpliwie stanęła na wysokości zadania i stworzyła tę oto książkę. Intrygująca fabuła, sytuacje, które na co dzień się nie spotyka no i końska dawka humoru. Amerykańska powieściopisarka właśnie tym mnie kupiła i sprawiła, że nie potrafiłam oderwać się od książki. Za nim pomyślicie, że musicie pierw sięgnąć po poprzednie części uspokoję was, że nie jest to takie konieczne. Owszem warto je znać, ale gdy nie ma się takiej możliwości nie jest to odczuwalne. Mi osobiście w niczym to nie przeszkadzało.
To moje pierwsze spotkanie ze Stephenie i całą tą zgrają, ale na pewno nie ostatnie. Książkę czyta się błyskawicznie i z prawdziwą przyjemnością. Na chwilę obecną nie mogę powiedzieć na nią nic złego i szczerzę wątpię, że to się może zmienić. Lekki styl pisania okraszony humorem sprawia, że będziecie mieli zapewnioną rozrywkę na ładnych parę godzin. Polecam!
*str. 83