Mroczne światła to drugi tom trylogii Oddech nocy, amerykańskiej autorki – Lesley Livingstone. Autorka przybliża nam świat wróżek i elfów, posiłkując się przy tym mitologia oraz dziełami Szekspira, a przede wszystkim jego Snem nocy letniej.
Mijają kolejne dni, które Kelley próbuje wypełnić przygotowaniami do nowego spektaklu, byle tylko nie myśleć o Sonnym. Dziewczyna strasznie tęskni za swoim ukochanym, który musiał powrócić do świata elfów by wypełnić zadanie narzucone na niego przez Króla zimy – Oberona; który nota bene jest również ojcem głównej bohaterki. Bez swojego obrońcy bardzo szybko znowu wpada w śmiertelne tarapaty, które nierozłącznie wiążą się z jej dziedzictwem. Fakt, że jest następczynią jednego z władców wróżek, przysparza jej wielu wrogów, przy czym, niektórzy z nich są naprawdę potężni. Przed Kelley zaczyna się wyłaniać naprawdę poplątana sieć intryg, w której najważniejszą nicią jest to, że komuś bardzo zależy, aby na stałe rozdzielić ją z Sonnym. Co z tego wszystkiego wyniknie? Musicie dowiedzieć się sami.
Mroczne światło jest dużo ciekawszą powieścią niż poprzedni tom. Dużą tego zasługą jest dużo lepiej skonstruowana i dopracowana fabuła, w której roi się od niedopowiedzeń i tajemnic. Autorka rozwiązań i wytłumaczeń większości sytuacji nie ujawnia, zostawiając przez to czytelników w ogromnym oczekiwaniu na to, co dalej się wydarzy i jakie definitywne zakończenie będzie miała historia Sonnego i Kelley. Co do samego zakończenia drugiego tomu trylogii, to było on dość interesujące i zaskakujące, czym jeszcze bardziej spotęgowało moją ciekawość, i zapewne nie tylko moją, odnośnie wydarzeń zawartych w ostatnim tomie. Narracja nadal pozwala nam na poznanie szerszego wachlarza wydarzeń odgrywających znaczną rolę w ogólnym zarysie głównego wątku.
Akcja jest znacznie żywsza i z dużo większą ilością zaskakujących zwrotów, niż w mogliśmy poznać w Oddechu nocy. Autorka, co i rusz coś zmienia i ujawnia nowe fakty, wprowadzając na ich miejsce nowe. Dzięki temu tempo nawet przez chwile nie staje się monotonne.
Jednak sporym minusem jest spora schematyczność, która w Mrocznym świetle ujawnia się z dużo bardziej niż w poprzedniej części, a wszystko to za sprawą wprowadzenia do równania Sonny – Kelley, także Fenrysa. Co prawda ta postać nie okazuje jawnego zainteresowania główną bohaterką (po cichu mam nadzieję, że tak już zostanie), ale od samego początku można wyczuć, że odegra on sporą rolę w historii tej dwójki. Trochę mi szkoda, ponieważ cała historia tutaj zawarta miała okazję naprawdę dobrze się obronić i bez wprowadzenia trzeciego gracza.
Podsumowując. Mroczne światło jest ciekawszą i bardziej wciągającą książką, niż Oddech nocy. Dlatego wszystkim polecam przebrnięcie przez pierwszy tom, aby dać się porwać w wir wydarzeń przedstawionych w kolejnym tomie.