Trylogia – dom. Trylogia przypomina mi dom. I jak tak o tym myślę to coraz bardziej utwierdzam się w swoim przekonaniu. Tom pierwszy „[delirium]” to swego rodzaju fundament, od tamtego momentu wszystko się zaczyna, gdyby nie ten fundament to nic, absolutnie nic nie wyszłoby z ciężkiej pracy. A on jest mocny, stabilny, dobrze zbudowany, prosi aby zacząć już budować ściany. I tak też robi Lauren Oliver – pisze „[pandemonium]”, który jak te ściany umacniające dom umacnia tą historię. „[pandemonium]” musi być dobrze napisane, aby budowa poszła dobrze. Mamy fundament, mamy ściany, nie mamy dachu. „[requiem]” jest dachem, kończy opowieść, kończy budowę. Kończy wszystko. Wyjaśnia wszystko. I tu jest problem, bo „[requiem]” nie spełnia roli dachu. Ostatni tom nie jest skończony, nie jest pełny. Dach jest dziurawy.
„Musisz ranić albo zostaniesz zraniony.”
Rewolucja rozlewa się na cały kraj, oddziały rządowe śledzą i brutalnie tępią grupy Odmieńców. Jako członkini ruchu oporu Lena znajduje się w samym centrum konfliktu. Rozdarta między Aleksem i Julianem walczy o swoje życie i prawo do miłości.
W tym samym czasie Hana prowadzi bezpieczne, pozbawione miłości życie u boku narzeczonego – nowego burmistrza Portland. Wkrótce drogi dziewczyn znów się zejdą, a ich spotkanie doprowadzi do bolesnej konfrontacji.
Czy można wybaczyć zdradę? Czy mury wreszcie runą?
„Taka jest właśnie przeszłość: unosi się, potem osiada i gromadzi warstwami. Jeśli się straci czujność, pogrzebie cię.”
Jestem prawie pewna, że Lauren Olivie chciała aby czytelnicy tej książki postarali się czytać między wierszami, i tak też robię, czytam uważnie, zatrzymuję się, myślę, czytam dalej. Tej historii nie należy przeczytać, ja trzeba w pewien sposób zrozumieć. Większość z Was nie wie zapewne o co mi chodzi, ale ja dostrzegłam w tej trylogii coś czego być może nie dostrzegła większość. Chciałabym to wyjaśnić, ale nie da się nie wplatając w tekst spojlerów. Trudno.
„Nie przestaje mnie zdumiewać, że ludzie są nowi każdego dnia. Że nigdy nie są tacy sami. Trzeba ich ciągle wymyślać. Zresztą oni też muszą ciągle wymyślać samych siebie.”
Teraz rozumiem zdanie wszystkich osób, które twierdzą, że ostatni tom jest najgorszy. Bo tak w istocie jest. „[requiem]” jest pełne wątpliwości. A wiadomo. Nikt z nas nie lubi być trzymany w niepewności. Każdy chce wiedzieć jak to się skończy, chce zgłębić to co nie zostało napisane. Chce wiedzieć jak będzie wyglądało dalsze życie tych postaci do których zdążył się tak przywiązać. Ja też chcę. Ale nic nie poradzę.
Więc myślę, myślę i dumam nad tym co może być dalej...
„To właśnie robią ludzie w tym chaotycznym świecie, świecie wolności i wyboru: odchodzą, kiedy chcą.”
„[requiem]” jak i całą trylogię oczywiście polecam, tylko nie oczekujcie, że spodoba się ona Wam tak bardzo jak mi, całkiem możliwe, że nie spodoba się w ogóle. Ale tak to już jest, każdy jest inny i ma inny gust. Jednakże mam cichą nadzieję, że gdzieś tam na świecie jest osoba, która podziela moje zdanie.
„Wiesz, że nie możesz być szczęśliwa, jeżeli czasami nie bywasz nieszczęśliwa, prawda ?”