Książka pojawiła się pod moją tegoroczną choinką. Szczerze mówiąc był to prezent przewidywalny, bo chodziła mi ona po głowie od dłuższego czasu. Zacznijmy jednak od początku.
"Listy na wyczerpanym papierze" musiały przejść niekrótką drogę aby pojawić się w księgarniach i wreszcie w moich/ Waszych rękach. Jest to autentyczna korespondencja Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory, których łączyła piękna, urzekająca miłość. Dla osób niezaznajomionych z powyższymi postaciami- oboje byli artystami- tekściarzami, pan Przybora w czasie romansu miał dzieci i tkwił w drugim małżeństwie, pani Osiecka była od pana Przybory znacznie młodsza. Nie mam zamiaru jednak opowiadać całej historii. Pragnę skupić się na głównych plusach tejże pozycji, moich odczuciach i zarekomendować ją w sposób najlepszy. "Listy" powstały w dużej mierze z inicjatywy dzieci głównych bohaterów oraz pani Magdy Umer- przyjaciółki obojga, której powierzyli swoją korespondencję (niekoniecznie bezpośrednio). Już w przedmowie pani Umer wspomina, iż wahała się co do wydania książki już teraz. Jak jednak widać, opłacało się. Wydawnictwo było zmuszone dodrukowywać kolejne egzemplarze, gdyż książka cieszyła się tak ogromną popularnością. Dlaczego? O tym właśnie mam zamiar opowiedzieć.
Po otworzeniu książki w pierwszej kolejności "uderzyło" mnie bogactwo i piękno szaty graficznej. Spora ilość fotografii, skany listów i telegramów, piękne! Należę do tych osób, które lubią książki ładne, bo przecież wspaniała treść wymaga wręcz aby ją pięknie oprawić i ozdobić. Warto też dodać, że do każdego egzemplarza jest dołączona płyta CD- audiobook. Osobiście nie przepadam za słuchaniem książek, ale jak kto lubi, W każdym razie, za niewielką cenę wydawca oferuje nam pełną uczuć, niezapomnianą treść, piękną książkę jako rzecz materialną oraz płytę CD. Myślę, że warto. Już dawno żadna książka nie cieszyła mnie tak bardzo pod względem ekonomicznym (mimo, że była prezentem).
Przejdę więc do treści, bo to przecież ona jest najważniejsza i stanowi najmocniejszy punkt. Mamy do czynienia z piękną literaturą dwojga, zakochanych w sobie artystów, ponadto wybitnych Polaków (choćby z tego względu powinna być to lektura obowiązkowa). Każdy z listów jest przepełniony najróżniejszymi emocjami. Jeżeli ktoś spodziewa się przyjemnej i lekkiej historii miłosnej, niestety nie zostanie usatysfakcjonowany, gdyż między tym dwojgiem bywało różnie. Łączyło ich przede wszystkim pokrewieństwo dusz, tych artystycznych, ponieważ charaktery mieli zupełnie odmienne, o czym pani Osiecka pisze w ten sposób:"żyjemy jak pies z kotem- no to trudno. Może to i można porównać do konfliktu mocno uwiązanego psa łańcuchowego z wrednym wędrującym kotem". Jak dokładnie wyglądało i do czego doprowadziło to uczucie, musicie dowiedzieć się sami. Ja nie chcę nikomu odbierać przyjemności czytania.
Podsumowując, nie odnalazłam w książce żadnych minusów, uważam ją wręcz za najlepsze polskie wydanie roku 2010. Polecam pozycję szczególnie osobom zakochanym, bo tkwiąc w tym stanie ducha ma się zupełnie inne spojrzenie na treść. Jeżeli natomiast nie jesteś zakochany, powinieneś przeczytać, bo jest to próba uwrażliwienia czytelnika, jak również ukazanie Polski, szczególnie artystycznej Polski lat 60-tych.