Wydawać by się mogło, że ze starożytności nie da się już wycisnąć nic ciekawego. Po filmowym sukcesie „Gladiatora”, „Troi”, „Aleksandra”, czy chociażby „300” wątpiłam, by w świecie książek znalazło się coś, co zainteresuje mnie na tyle, by to przeczytać, a potem jeszcze dobrze ocenić. Pewien hiszpański pisarz, Santiago Posteguillo, zadał temu kłam. Dokonał niemożliwego – przekonał mnie do powieści o wojnie.
Na „Africanusa” skusiłam się ze względu na wiele dobrych opinii w sieci, w których mowa była o dobrze wyważonych wątkach wojennych z typowo obyczajowymi, opisującymi życie w Rzymie. Osobiście nie zgadzam się z tą opinią, bo w moim odczuciu prawie cała książka traktuje o wojnie, tyle że w takiej formie, że nawet ktoś szczerze nienawidzący historii nie będzie w stanie oderwać się od lektury.
Santiago Posteguillo porwał się na szczególnie interesującą tematykę i – co najważniejsze – nie poległ. Wojny punickie to ważny element historii Rzymu i Kartaginy, a najwyrazistszym punktem jest w niej postać Hannibala. Po przeczytaniu „Africanusa” mogę stwierdzić, że pierwszy tom to właśnie jego historia, ponieważ to on jest w nim najjaśniejszą gwiazdą.
Całą książkę można podzielić na dwa odrębne wątki – wątek Africanusa i wątek Hannibala. Ten pierwszy w dużej mierze dotyczy młodości młodego Publiusza Korneliusza Scypiona, a także jego przygotowań do wojny i wreszcie udziału w pierwszych walkach. Wątek Hannibala to już inna historia. Znajdziemy tutaj dokładne opisy walk, genialne strategie wojenne Kartagińczyków i ogromną wolę walki i zemsty ich młodego, acz odważnego wodza.
Hannibala jako genialnego dowódcę i stratega zdefiniowało okrutne życie. W jednej z bitew stracił on ukochanego ojca. Widząc okaleczone ciało opiekuna, wiedząc, że okrył się hańbą, ginąc uduszony przez muł, wydał z siebie okrzyk tak przejmującej rozpaczy, że wielu jego przeciwników odczytało to jako zły omen, zwiastujący im ponurą przyszłość.
„Ktoś, kto odczuwa taki ból, przeleje wiele krwi, żeby zaspokoić swą zemstę”
„Africanus. Syn konsula” s. 46
Od tamtej pory Hannibal szkolił się na wojownika, jakiego nie widziała Kartagina. Jego kraj miał w tym czasie jeszcze jednego wodza, ale w końcu przyszła kolej na niego. Hannibal, wciąż żądny zemsty, niemal z miejsca poprowadził swoje wojska na wojnę z Rzymem. W jego głowie istniał już idealny plan inwazji na ten znienawidzony kraj.
„Nie tyle wygląda jak lew na uwięzi, ile nim jest. Mamy na statku lwa… i musimy go wypuścić w Iberii”
„Africanus. Syn konsula” s. 69-70
W ten sposób rozpoczęła się kolejna wojna punicka. Kartagińczycy wylądowali na Półwyspie Iberyjskim i rozpoczęli legendarny najazd, na celu mając przede wszystkim Italię. W tym samym czasie młody Publiusz pobierał nauki wojaczki u swego stryja Gnejusza. Wszelkie wątki humorystyczne pojawiają się właśnie przy tej szczególnej postaci, dlatego mam nadzieję, że szybko się z nią nie rozstanę.
Trening Scypionów przerwała nagła informacja o wojnie. Do boju wyruszył Publiusz Korneliusz Scypion ojciec, prosząc, by syn dołączył do niego w niedalekiej przyszłości. To była pierwsza okazja niespełna siedemnastoletniego syna konsula, aby zyskać sławę i doświadczenie. Ratując od pewnej śmierci ojca, a także prowadząc swoją pierwszą kawalerię, zadziwił nie tylko rodzinę, ale i podległych mu, początkowo sceptycznie nastawionych do tak młodego dowódcy, legionistów.
Choć głównym bohaterem jest młody Scypion, trzeba przyznać, że całą uwagę skupia na sobie wątek Hannibala. Niecierpliwie oczekiwałam rozdziałów, w których była mowa o jego genialnych pomysłach i sposobach na zdobycie oblężonych miast. Zdecydowanie najlepszym pomysłem był podstęp z bydłem, ale o tym może nie będę wspominać ze szczegółami, żeby nie psuć nikomu frajdy z tego fragmentu książki.
Przy tak świetnie skomponowanych wątkach dwóch bohaterów wojny zupełnie niepotrzebny wydaje się wątek niejakiego Tytusa Makcjusza. Fakt, dzięki niemu najlepiej poznaliśmy życie w Rzymie, i to życie prawdziwe, przeżywane przez zwykłego, biednego człowieka, a nie bogatego patrycjusza (o tym i tak czytaliśmy już przecież w „Quo vadis”), ale mimo wszystko wiele w jego historii braków. Jest to najmniej porywająca część „Africanusa”, na której trochę się zawiodłam. W trakcie lektury najmniej przypadły mi do gustu rozdziały o Tytusie, ale czuję w kościach, że w kolejnych tomach ta postać mocno się rozwinie. A przynajmniej nie da o sobie zapomnieć.
„Africanus” jako powieść spisuje się wyśmienicie. Niby mamy tu do czynienia z prawie czterystoma stronami żywej, niezakłamanej historii, ale „Africanusa” nie czyta się jak nudny podręcznik od historii. Jest to publikacja ociekająca wartką akcją i jej nieoczekiwanymi zwrotami. Fabularnie Posteguillo bardzo dobrze wybronił więc swoją powieść. Nie znajdziemy tutaj suchych faktów. Autor tak opisuje wojnę punicką, że otrzymujemy w wyniku jego starań historię pojedynczych jednostek, za którymi podążają tłumy. Rozliczne wątki poboczne ubarwiają tę z pozoru nudną historię, wzbogacając wiedzę czytelnika o tamtych czasach. Nie sposób oderwać się od opisywanych wydarzeń z udziałem Hannibala, który właściwie nieprzerwanie unosi się na fali zwycięstwa. Wygląda to tak, jakby sam Baal (bóstwo czczone przez Kartagińczyków) wiódł go od jednego sukcesu do drugiego. Z pozoru bardzo niebezpieczne sytuacje bez wyjścia okazują się dla niego jedynie kolejnymi elementami układanki, którą zna chyba tylko on sam. Ten genialny umysł widać aż się prosił o to, by wieść prym w pierwszej części trylogii Posteguillo. I wcale nie żałuję, że tak jest. Młody Scypion, którego widzimy na oddającej charakter książki okładce (co prawda ma na niej zaledwie kilka lat, ale już stoi w towarzystwie rzymskich legionistów!), jeszcze zdąży skraść całą moją uwagę.
Językowo „Africanus” to połączenie języka łatwego i przystępnego oraz słownictwa znanego tylko ze specjalnych słowników. Dlatego wielki ukłon należy się autorowi za zamieszczenie jednego z nich na końcu książki. Dzięki niemu wiem, co czytam i mogę do tego wracać w trakcie lektury. Podejrzewam, że dowiedziałam się z niego więcej niż z podręczników do historii, na którą miałam w liceum alergię. Tak samo chwali się autorowi podzielenie się z czytelnikiem mapami i drzewem genealogicznym Scypionów, a także listą konsulów Rzymu. To tylko kolejny historyczny element tej książki, a mimo wszystko bardzo przydatny przy lekturze. Absolutnie nie zniechęca do zapoznania się z treścią.
Z niecierpliwością czekam na kontynuację historii tej wojny. Choć w życiu nie posądziłabym się o chęć przeczytania takiej książki, to ani przez chwilę nie żałowałam swojej decyzji. Była to jedna z ciekawszych lektur ostatnich miesięcy i z przyjemnością wrócę do niej jeszcze niejeden raz. Brakuje mi co prawda w „Africanusie” Rzymu znanego z opowiadań Petroniusza z „Quo vadis”, czyli Rzymu umiłowanego w sztuce, ale rozumiem, że autor chciał się skupić na tym akurat elemencie jego historii. Zdecydowanie polecam tę książkę miłośnikom starożytności, wojaczki i faktów historycznych.
Wspaniała odskocznia od tego, co pod wpływem mody czytamy na co dzień.
Ocena: 4,5/5