Belle Aurora jest autorką, która nie boi się pisać o trudnych tematach, ale nie tylko. Znamy ją także z opowieści bardziej przyjaznych, mniej krwawych, jak cykl Friend Zone. Jest autorką wszechstronną, która potrafi igrać z emocjami czytelników wiedząc, jak poprowadzić akcję, aby utrzymywała poziom i klimat, który jest charakterystyczny dla jej książek. Myślę, że szczególną popularność wśród miłośników mocniejszych klimatów przyniosła jej seria Raw Family, to właśnie dzięki niej wiele czytelniczek po raz pierwszy zetknęło się z jej twórczością. Dziś trzymam w dłoniach jej kolejne papierowe dziecko pod tytułem „Lev”, jest to pierwszy tom cyklu Shot Callers, jak wypada w porównaniu do „Raw”?
Czasami życie rozpada się tak szybko, że nie jesteśmy w stanie zrobić nic, aby powstrzymać lawinę porażek. Nic nie jest łatwe, nie można jedynie wspinać się na wyżyny, to byłoby nierealne. Jednym losy układają się łaskawiej, innym wręcz przeciwnie. Nigdy nie można być pewnym własnej przyszłości, czasami jedno zdarzenie rzutuje na nią zbyt mocno, nie tak, jakby się chciało i tego wymagało. Utrata stabilizacji dotkliwie boli. Błędy popełnione niosą za sobą dotkliwe konsekwencje, których nie da się naprostować, a przynajmniej nie jest to takie proste. Emocje bywają kiepskim doradcą, zwłaszcza, kiedy jest się młodym człowiekiem, nastolatkiem, który jest rozchwiany, a słowa potrafią pchnąć do popełnienia głupstw. Ucieczka z domu pod wpływem chwili wydaje się właściwym wyborem, ale co dalej? Świat nie jest takim bezpiecznym miejscem, jakby się można było spodziewać.
Żyjąc na ulicy dostrzegamy tego, jak nastoletnie problemy potrafią być niewielkie, zwłaszcza w zestawieniu z tym jakże dorosłym świecie. Brak dachu nad głową, schronienia, czegoś, co można by włożyć do ust. Samotni, bezbronni, niezrozumiani i zdani tylko na siebie. Zero marzeń, pragnień, a co gorsza perspektyw, nawet pracy, aby zdobyć odrobinę grosza. Życie prowadzi do niczego dobrego, nasze wybory sprawiają, że czasem nie jesteśmy w stanie dokonywać jedynie słusznych czynów, czasem przyciśnięci sytuacją niczym przysłowiowym nożem na gardle robimy rzeczy, których w życiu byśmy się nie podjęli. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że życie jest walką, która wyłania licznie przegranych tak samo jak zwycięzców. W takich właśnie chwilach dowiadujemy się, do czego jesteśmy zdolni, aby przetrwać. Może w końcu uda się zmienić los?
Główną bohaterką książki „Lev” jest Mina Harris, to młoda dziewczyna, która wiodła bardzo ciężkie życie. Nie ma rodziny, była sierotą, dlatego tez zaczęła mieszkać na ulicy. Życie w takich warunkach można było porównać do wiecznej walki, szkoły przetrwania, którą musiała przeżyć na swój własny sposób. Głód znała od podszewki, trawił jej wnętrzności zmuszając ją do różnych rzeczy, z których nie była dumna. To dobra dziewczyna, którą życie mocno doświadczyło. Poczuła na własnej skórze smak desperacji, który naciskał na nią coraz mocniej, aby tylko przetrwała kolejny dzień, aby cokolwiek włożyła do ust. Do czego jest zdolny człowiek przyparty do muru? Ile jeszcze była w stanie znieść? Samotna, prosiła o coś do jedzenia, jednak było o to naprawdę ciężko, ludzie okazywali się nieżyczliwi, jakby mieli gdzieś drugiego człowieka. Nadarzyła się okazja wejścia darmowego do jednego z klubów dla mężczyzn, była to dla niej szansa na zjedzenie czegokolwiek. Chciała uwieść kogoś mocno podpitego i okraść, czuła się winna tego pomysłu, ale okazja czyni złodzieja, o czym miał przekonać się, jeden z przesiadujących tam mężczyzn. Dziewczyna nawet nie musiała się wysilać, przechodząc obok zwinnym ruchem odebrała własność samego Leokova, czego nie była świadoma. Chowając się w toalecie przeglądała zawartość portfela, targały nią wyrzuty sumienia, więc zamierzała wziąć sto dolarów, a resztę zwrócić. Dziewczyna czuła wyrzuty sumienia nie była z siebie dumna, a kiedy opuściła toaletę dostrzegła, że nie jest sama. Została przyłapana przez mężczyznę.
Lev Leokov jest mężczyzną, który boryka się z własnymi problemami jest współwłaścicielem klubu ze striptizem, w którym Mina ukradła portfel jego bratu. Zainteresował się dziewczyną, która nie pasowała do tego miejsca, dlatego też obserwował ją uważnie, każdy jej gest. Odbierając portfel dostrzega, że Mina nie zabrała wszystkiego i była bardzo głodna. Ofiarowuje jej wybór, od którego zależy jej dalsze życie, proponuje jej zatrzymanie pieniędzy, albo podjęcie pracy. Wybiera mądrze, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Praca oznacza stabilizację, zwłaszcza, że nie musiała się rozbierać, Lev na tym nie kończy, zabiera ją z klubu, kupuje jedzenie, a kiedy widzi, że nie ma gdzie się podziać, daje jej dach nad głową. Ten mężczyzna nigdy się nie uśmiecha i nie spogląda człowiekowi w oczy, jest inny, ale nie jest to powód do szykan. To inteligentny facet, który ma problem z rozumieniem i okazywaniem emocji. To, co dla nas jest naturalne, dla niego stanowi pewną tajemnicę, dlatego często zadaje pytania o oczywiste rzeczy próbując je zrozumieć. Nie potrafi odczytać tego, co dla nas jest proste i automatyczne, na swój własny sposób ogląda świat, chociaż znajdą się tacy, którzy będą nazywać go cyborgiem. Lev jest szczery do bólu, nie zdaje sobie sprawy, że czasem słowa potrafią zranić drugą osobę, można powiedzieć, że jest bardzo bezpośredni, ale przy tym opiekuńczy. Z taką przypadłością nic, więc dziwnego, że czasami nie wie, jak powinien się zachować. To niesamowity słuchacz, który w chwilach wzburzenia ma także tą swoją przerażającą stronę.
Pomimo, że „Lev” jest pozycją, którą możemy zakwalifikować do romansu mafijnego, nie ma w nim zbyt wiele krwi i okrucieństwa. Autorka bardziej skoncentrowała się na tej bardziej słodkiej stronie, jak w przypadku Friend Zoned, niż ku Raw Family. Ta powieść jest przyjemna, pełna nadziei, pomimo, że znajdą się w niej dramaty, nie są tak mocne i brutalne. Ta książka nie jest typowym erotykiem, pomimo tego, że takie momenty się tutaj znajdą, ale skupia się bardziej na emocjach, na przyjaźni, która była na tyle silna, że stała się mocnym fundamentem związku. Już od pierwszych stron przepadłam w lekturze, nie mogłam się oderwać, bardzo współczułam głównej bohaterce tego, przez co musiała przejść, a kiedy w końcu wyszła na prostą, trzymałam kciuki, aby sobie z nowym życiem poradziła.
„Lev” jest powieścią bardzo urokliwą, która nie nudzi czytelnika, ale rozbudza nieco spokojniejsze i bardziej wrażliwe emocje. Powiedzmy sobie szczerze, czy książka musi być naładowana akcją, sensacją i dramatami, aby się podobała? Nie, czasem potrzeba czegoś spokojniejszego, co sprawi, że bez zwątpienia oddamy się lekturze, czując ogromną satysfakcję zaznajamiając się z jej treścią. Powiem Wam szczerze, że nie mogę się doczekać tego, aby przeczytać kolejne tomy Shot Callers.