Skandynawska powieść obyczajowa z niewielkim, a nawet wręcz śladowym, wątkiem kryminalnym, który pojawia się w niej w jej połowie albo prawie. Wydaje mi się, że „Drugie życie pana Roosa” to kryminał w najmniejszym stopniu, ze wszystkich powieści Håkana Nessera z komisarzem Barbarottim w roli głównej.
Dwa wątki, dwoje głównych bohaterów dramatu. No, może troje, bo trochę też komisarz policji Gunnar Barbarotti (to miał być żart, ale nie do końca).
Ante Valdemar Roos, lat prawie sześćdziesiąt, od dwudziestu ośmiu lat księgowy w fabryce termosów. Drugie małżeństwo, zawarte jako swego rodzaju układ, znany i akceptowany przez nich oboje, o którym się jednak głośno nie mówi: on jest za stary, ona za gruba. Z synem z pierwszego związku właściwie nie utrzymuje kontaktu. Druga żona wniosła do ich rodziny, poza nadwagą, dwie córki, które ojczyma lekceważą i doją z forsy. Nesser bardzo się starał, i to mu się w pełni udało, pokazać życie pana Roosa jako smutne, beznadziejne, bezsensowne i tak nijakie, że tylko w łeb sobie strzelić; o czym Ante Valdemar Roos czasem myśli, a jego ojciec zrealizował.
Wyjął kupon Lotto i zasiadł przed telewizorem.
W tamtej chwili Ante Valdemar Roos ledwie przypuszczał, że jego życie stoi przed radykalną i brzemienną w skutki zmianą. Przez kolejne cztery tygodnie ta śmieszna myśl będzie się od czasu do czasu pojawiać w jego głowie i za każdym razem będzie się do niej uśmiechał, mając do tego pełne prawo. To jego ojciec zaczął typować te same liczby. Zanim się powiesił, poszedł do sklepu z artykułami tytoniowymi na Gartzvägen w K. i skreślił te same od ośmiu lat liczby. Był tam każdej środy przed osiemnastą. Czasami Valdemar mógł mu towarzyszyć.
- To, co zwykle? - pytał flegmatyczny sprzedawca Pohlgren.
- To, co zwykle - odpowiadał ojciec.
Z obserwacji Valdemara wynikało, że większość grających próbowała szczęścia, typując pięć lub osiem zakładów albo grała systemem, ale Eugen Roos zadowalał się tylko jednym zakładem.
- Prędzej czy później, mój chłopce - wyjaśniał ojciec - prędzej czy później zostaną wylosowane. Kiedy człowiek będzie się tego najmniej spodziewał. Chodzi o to, żeby mieć cierpliwość.
Cierpliwość.
Po śmierci ojca zwyczaj przejął Valdemar i już w środę po wypadku poszedł do Pohlgrena, zakreślił liczby na kuponie i zapłacił czterdzieści óre, bo tyle to wtedy kosztowało. A potem kontynuował: tydzień za tygodniem, rok za rokiem.
[…]
Te same liczby od 1953 roku. Czasami zastanawiał się, czy to nie jest jakiś światowy rekord. Mimo wszystko, jakby na to nie patrzeć, chodziło przecież o ponad pięćdziesiąt lat, szmat czasu. Dziwne, że ani on, ani jego ojciec nigdy nie wygrali nawet korony. Dwadzieścia dwa razy miał dziewiątkę, trzy razy dziesiątkę, ale nigdy nie przekładało się to na wygraną*.
Drugą bohaterką jest młoda narkomanka, Anna Gambowska, Szwedka polskiego pochodzenia. Poznajemy ją, gdy szykuje się do ucieczki z ośrodka odwykowego Elvafors. Anna zgłosiła się na leczenie dobrowolnie, a nawet z nadzieją. Moralny kac dopadł ją, gdy ukradła matce cztery tysiące koron, pieniądze z trudem uciułane na rower dla brata.
Nie wszystko w ośrodku w Elvafors było złe. Na pewno na początku Sonja Svensson miała słuszną wizję - to było dla Anny jasne. Ale im dalej była od narkotyków, tym wyraźniej widziała niedociągnięcia. Nikt z personelu nie miał wykształcenia; wszystkie osoby były eksnarkomankami albo dobrymi przyjaciółkami Sonji, dwie jej krewnymi. Nikt nie mógł mieć odmiennego zdania, jeśli chodziło o terapię - najlepiej wszystko wiedziała Sonja. Wprawdzie zawsze udawało jej się sprawić, by myślano, że wszelkie działania są dla wspólnego dobra i że wszyscy uczestniczą w podejmowaniu decyzji. Ale od tego było daleko. To Sonja decydowała, a grupa miała się wszystkiemu podporządkować. Jeśli nie chciało się w czymś uczestniczyć - nie miało się ochoty oglądać tej czy innej telenoweli albo nie było się zainteresowanym grą w chińczyka - odbierano to jako dziwne zachowanie i oznakę nawrotu. Może nie oznakę nawrotu nałogu, ale oznakę powrotu do zachowań, które mogą do niego doprowadzić, a zatem, które trzeba ukrócić. Pewnego rodzaju terror większości, pomyślała Anna, a to raczej nie było pierwotne założenie**.
Ante Valdemar Roos w końcu wygrywa sporą sumę. Anna Gambowska opuszcza Elvafors. Spotykają się i w życiu każdego z nich pojawia się druga szansa, jakby nowe rozdanie, jednak nie wiadomo, czy będą w stanie z niego skorzystać i ewentualnie w jakiej mierze.
W drugiej połowie powieści pojawia się trup i staje się ona kryminalna – w niewielkim stopniu. Przede wszystkim jest to książka o relacjach międzyludzkich, o samotności, o niespełnionych potrzebach. Lektura rodzi wiele pytań, choćby o własne miejsce w życiu, o jego jakość czy sens. Starszym czytelnikom zapewne wpadnie do głowy pytanie, co ja bym zrobił, co zmieniłoby się w moim życiu, gdybym w podeszłym wieku wygrał w Lotto dużą sumę; wygrał wtedy, kiedy na (prawie) wszystko jest już za późno…
---
* Håkan Nesser, „Drugie życie pana Roosa”, przekład Patrycja Włóczyk, wyd. Czarna Owca, 2011, rozdział 2.
** Tamże, rozdział 4.