Lena
Nie będę ukrywać, chociaż przeczytałam Lenę w ciągu jednego dnia, powstrzymałam się przed nocnym pisaniem recenzji „na gorąco” i myślę, że była to słuszna decyzja z mojej strony, gdyż wpłynęło to pozytywnie na moją ocenę tej książki.
Z twórczością Marceliny Baranowskiej nie miałam wcześniej do czynienia; planowałam, co prawda, sięgnąć po I tom „Hugo”, jednak brak czasu sprawił, że postanowiłam zaufać swojej intuicji (i autorce) i uznałam, ze druga część z pewnością nawiąże do poprzedniej części, ale będzie stanowić nowe, odrębne losy bohaterów. I bingo. Nie myliłam się.
II tom „Lena” już od pierwszych stron jasno daje do zrozumienia, że bez wątpienia przez całą książkę będzie gorąco, a wręcz będzie ona ociekała emocjami, dzięki scenom uniesień pomiędzy Leną, a Janem. I tu już pojawia się jeden duży plus – autorka nie próbuje na siłę nazywania coraz to nowszymi określeniami męskości Jana, za co jestem jej ogromnie wdzięczna, bo chyba nic nie wprowadza mnie w tak wielkie zażenowanie, jak pokręcone nazewnictwo części ciała, stosowane nagminnie przez niektórych autorów czy autorki. Marcelina Baranowska nazywa rzeczy po imieniu i niech tak zostanie!
Akcja powieści z kolei potrafi solidnie namieszać w głowie, a wszystko to przez ilość bohaterów, którzy przewijają się przez strony książki. Bez wątpienia jestem pod wrażeniem naprawdę wciągającej fabuły, która spokojnie nadawałaby się jako scenariusz dla dobrego filmu akcji.
Od kiedy w biurze ponownie pojawia się Kaja, Lena nie ukrywa, że w końcu kamień spada jej z serca. Wszystko zaczyna układać się tak jak powinno, lecz spokój zagłusza nagłe pojawienie się Huberta, byłego Leny, który przed Laty koszmarnie złamał jej serce. Dlatego też teraz stara się być ostrożna i relację z Janem traktuję jak układ. Po prostu – friends with benefits. Jednak zdaje się, że wszyscy wokół dostrzegają, że ich znajomość od dawna przypomina związek, tylko zarówno Lena, jak i Jan nie potrafią przyznać się przed sobą, że łączy ich coś więcej niż tylko łóżko.
Pojawienie się Huberta sprawia jednak, że wokół Leny, Jana, Kai, Hugona oraz Eryka zaczynają dziać się dziwne rzeczy, przybierając coraz poważniejszą formę. I choć kobiety nie chcą dać się zastraszyć, wszystko wskazuje na to, że ktoś postanowił wydać na nich wyrok śmierci. Pytanie tylko komu aż tak byli w stanie podpaść?
Czy Lena podejmie ryzyko i zdecyduje się na oficjalny związek z Janem? Co skrywa Kaja? Na te pytania musicie już odpowiedzieć sobie sami.
Czas na podsumowanie. Bardzo dobra fabuła, dobrze skonstruowane postacie, dzięki czemu dość łatwo można było je sobie wyobrazić. Jest jednak coś, co sprawiło, że początkowo nie byłam pewna czy przebrnę przez kolejne strony. Odniosłam wrażenie, że przy ogromie pracy, jaką włożono w tę książkę, ktoś zapomniał o wykonaniu dobrej redakcji. Każdy autor ma święte prawo popełniać błędy, stosować powtórzenia, które często wynikają z powrotu do pisania po jakimś czasie, niekiedy jest to wynikiem natłoku myśli… I w tym miejscu powinien pojawić się człowiek-orkiestra, czyli solidny redaktor. Nie mam złych intencji, jednak przy tak ciekawej powieści, aż by się chciało móc przez nią przepłynąć.