Wydłubane oczy, przyuważenie papierków ważących 0,0025 grama, anorektycy w kombinezonach, wykrywanie 0,2 stopniowego spadku temperatury, nieodwracalnie zaburzone sieroty – trzeba czasem drastycznych kontrastów, by uświadomić sobie, jak kluczowe dla egzystencji jest coś tak oczywistego, jak dotyk.
Mam szczególne miejsce w sercu dla książek, które sprawiają, że zawieszam się nad lekturą i otaczającym mnie światem. Trudno by było tego nie doświadczać przy lekturze o dotyku – co chwilę ma się ochotę po czymś przesunąć palcem czy pochylić mentalnie nad cudem odbierania bodźców. „Homo hapticus” to krótki (ledwie 190 stron bez przypisów) zbiór informacji tykających tykalność: jest o rozwoju przeciętnego niemowlaka, o starzeniu się, o chorobach, o sprzęcie do ćwiczenia sprawności okołomanualnych, o designie, o wrażliwości, o kontaktach społecznych. To popularnonaukowa pozycja, która jednak nie ucieka od trudnej terminologii („zaburzenia metaboliczne występujące przy cukrzycy są odpowiedzialne za około 30% polineuropatii. Z reguły ograniczają możliwości ekstero- i proprioceptywne w okolicach stóp i nóg”...) czy opisu procesów bez sprowadzania ich do uproszczonych metafor.
Grunwaldowi może brakuje iskry przy narracyjnych wstawkach (patrz: opis spotkania producentów samochodów), ale nadrabia szczerą fascynacją przy opisywaniu naukowych zagadnień. Książka szefa jedynego laboratorium dotyku w Europie ma w sobie coś z profesora, który mimo lat doświadczenia wciąż jest jedną nogą w amatorskich początkach: „Homo hapticus” to reklama, skarga na pustą kieszeń, mały katalog wielkich projektów mogących czynić życie poszkodowanych lepszym, zbiór ciekawostek pasjonata, który cały czas przypomina sobie o czymś nowym do opowiedzenia.
Z zarzutów: radzę ostrożnie podchodzić do badań promujących dotykanie w pracy, bo jakkolwiek wierzę w ich rezultaty, to jednak autor zapomina uwzględnić kontekst czy tło kulturowe (może i amerykańscy bibliotekarze uniwersyteccy w latach 70 dostawali wyższe oceny dzięki ściskaniu studentom dłoni, ale sami powiedzcie, jak mogłoby to wypaść na polskim uniwerku niemal pół wieku później). Co do wspomnianego wcześniej trudniejszego słownictwa, Grunwald zamieszcza na końcu słowniczek – szkoda tylko, że w tym zalewie typów receptorów zawiera zaledwie 11 haseł, z czego cztery są na poziomie „narząd słuchu – umożliwia wrażenia słuchowe”. Jakby autor na sam koniec nagle załamał ręce nad czytelnikiem.
Gdy paczka z „Homo hapticusem” wreszcie do mnie dotarła, zasmuciło mnie, jak cienka jest to pozycja – smutek się pogłębił po jej skończeniu, bo chce się więcej i ma świadomość, że nie będzie łatwo ze zdobyciem materiału zgłębiającego w ten sposób temat. To krótka i interesująca pozycja w bardzo dobrej serii „#nauka” wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, którą warto mieć na oku. Albo, by pozostać w tematyce – warto trzymać rękę na pulsie.
[Recenzja została po raz pierwszy (01.09.2019) opublikowana na LubimyCzytać pod pseudonimem Kazik.]