Jeśli śledzicie mojego bloga z łatwością zauważycie, że rzadko kiedy sięgam po kryminały. Chociaż ostatnio staram się do nich przekonać jak tylko mogę. Z tego powodu sięgnęłam po "Prawdziwe morderstwa" mając nadzieję, że nie będzie to porażką taką jak "Ulica Ukryta" i na szczęście nie była. Przyznaję jednak, że spodziewałam się czegoś innego po Charlaine Harris, w końcu o tej autorce jest dosyć głośno.
Historia opowiada o Aurorze Teagarden, bibliotekarce szczególnie zainteresowanej wielkimi zbrodniami, -morderstwami. W Lawrenceton stworzono nawet klub, tytułowe "Prawdziwe morderstwa", poświęcający temu zagadnieniu. Oczywiście główna bohaterka jest jego uczestniczką. Pewnego dnia, gdy nadszedł jej dzień na przedstawienie swojej prezentacji ma miejsce coś przerażającego. Jedna z członkini zostaje brutalnie zamordowana. Okazuje się, że to kopia jednej ze sławnych zabójstw. Przez Lawrenceton, z pozoru spokojną mieścinką przelewa się fala morderstw. Kto jest ich sprawcą? Aurora Teagarden znalazła się w samym sercu tych zdarzeń. Stara się rozwiązać zagadkę. Tylko, czy jej się uda?
Aurora Teagarden to niewyróżniająca się postać. Młoda bibliotekarka, niziutka kobieta, na którą raczej nie zwróci się uwagi. Za to charakterkiem może się pochwalić. Jest inteligentna, zacięta i dąży do celu. To pracowita postać, która przypadła mi do gustu. Aurorę polubiłam i miło spędziłam z nią czas.
W "Prawdziwych morderstwach" znajdziemy również mały wątek romantyczny. Otóż Roe - tak na główną bohaterkę mówią znajomi - wpadła w oko dwóm mężczyznom. Jeden z nich to sławny pisarz Robin, drugi policjant o imieniu Arthur. Na szczęście trójkąt romantyczny nie zniszczył całej książki, jest on nieznaczny i nie męczy czytelnika.
Pomysł jest naprawdę dobrym, choć nie do końca oryginalny. Z tego typu kopiowaniem zbrodni spotykamy się dość często w kryminałach. Mimo tego książka od strony fabularnej bardzo mi się podobała. Niestety nierozwinięte wątki zepsuły frajdę z czytania. "Prawdziwe morderstwa" były za proste. Od książek z tego rodzaju wymagam łamigłówek nie tylko dla bohaterki, lecz również czytelnika. Rozłożenie akcji także nie powala. Raz nic się nie dzieje, po chwili mamy masę wydarzeń, których nie da się poukładać. Czasem nudziłam się przy lekturze, z drugiej strony nie nadążałam za przerzucaniem kartek.
Charlaine Harris znana przede wszystkim z serii "Czysta krew" pisze w sposób niesprawiający problemu. "Prawdziwe morderstwa" czytało się łatwo i szybko. Więc dlaczego lektura zabrała mi, aż cztery dni? Niestety książka mnie nie wciągnęła. Wiele razy odkładałam ją na bok, ponieważ nie miałam już na nią ochoty. Mimo wszystko chęć rozwiązania zagadki pchała mnie dalej. I bardzo dobrze. Otóż lektura okazała się lepsza, niż z początku mi się wydawało. Zakończenie było przewidywalne, lecz pasowało do "Prawdziwych morderstw". Nie brzmi to dobrze, prawda? A miał to być komplement!
Podsumowując: Czy ten kryminał jest warty uwagi? Wymagającym czytelnikom może się nie spodobać, ja sama nie jestem przekonana do tej serii. Jednak sięgnę po kolejne części ze zwyczajnej ciekawości. Nie przychodzi mi do głowy nic co autorka mogłaby przygotować dla nas w kolejnym tomie serii o Aurorze Teagarden. Jeśli macie ochotę na lekki, niezobowiązujący kryminał to polecam właśnie "Prawdziwe morderstwa".