„(..)musisz mieć swoje zdanie. Zawsze. Nie musisz się bać, wyrażać głośno tego, co czujesz. Nawet jeśli inni będą sądzili inaczej”.
Pierwszą rzeczą, jaka urzekła mnie w tej książce, jest z pewnością piękna okładka. Doskonale zdaje sobie sprawę, że to, co piękne na zewnątrz nie zawsze współgra z tym, co jest w środku, jednak połączenie okładki z intrygującym opisem skusiło mnie do tego, by przeczytać, a następnie podzielić się swoją opinią na jej temat.
Adrianna to kobieta po przejściach. Pomimo że udało jej się uwolnić z toksycznego związku i zabrać córkę, swoją decyzję o odejściu musi odpłacać wysokimi alimentami, jakich zażyczył sobie jej przebiegły mąż. Potrzebując pieniędzy, decyduje się przyjąć propozycję wuja i wyjeżdża do Hiszpanii, by tam przez pięć miesięcy pracować w jego restauracji.
Pomimo początkowej niechęci Adrianna odnajduje się w tym ciepłym kraju i na miejscu nie tylko pracuję, ale też dzięki poznanemu mężczyźnie odnajduje cząstkę siebie, o której już dawno zapomniała.
Jednak z bolesną przeszłością jest tak, że prędzej czy później postanawia o sobie przypomnieć. Zwłaszcza wtedy, gdy wydaje ci się, że w końcu zaczyna być lepiej..
***
Lubię takie debiuty. Książki, po których nie spodziewałam się wiele, a jednak okazały się bardzo wciągającą i poruszającą lekturą. Aleksandra Pakuła debiutuje w bardzo dobrym stylu, oddając w ręce czytelników niełatwą historię opartą przede wszystkim na traumatycznych przeżyciach głównej bohaterki.
Historia Adrianny nie była łatwa. Powrót do wspomnień i tego, co musiała znosić to jedno, jednak patrzenie na to, jak wielki wpływ na jej obecne życie miała przeszłość, była bardzo bolesnym przeżyciem. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że każdy z nas będzie inaczej odbierać dane historie, dlatego opinie na jej temat będą różne, jednak ja akurat bardzo przeżywała to, co się działo w życiu Adrianny.
To, co było w tej historii fajne, to przede wszystkim bohaterowie, również ci drugoplanowi, którzy swoją nie idealnością nadzwyczajnej pozwolili się polubić. Podobało mi się to, jak rozwijała się relacja głównych bohaterów, że był to prosty układ, który oboje akceptowali, a autorka nie zrobiła z tego wielkiej miłości i cudownych przemian, co dodało tej powieści większej realności. Do tego opisy miejsc i jedzenia. Nie dość, że czułam się tak, jakbym była w tym miejscu to jeszcze doskonale potrafiłam wyobrazić sobie przygotowywane potrawy, przez które ciągle byłam głodna!
Gdybym miała wskazać coś, co mi się trochę nie podobało, to byłyby to zbyt szczegółowe opisy niektórych wydarzeń, jak np. to, w jaki sposób Adrianna się ubiera, maluje itp. Jednak to taki mały zgrzyt niemający zbyt dużego znaczenia na ocenę całości.
Czytając tę książkę, miałam w głowie wiele pytań, zwłaszcza Maks był postacią, która mnie bardzo intrygowała. Mężczyzna ten miał jakieś tajemnice jednak jakie tego się nie dowiedziałam, a bardzo chciałabym to wiedzieć. Zakończenie otwarte z sensacją, która sprawiła, że od razu chciałabym wiedzieć co dalej, więc mam nadzieje, że kolejny tom ukaże się już niedługo.
Dla mnie „Lekcja hiszpańskiego” to powieść, która mnie zauroczyła i poruszyła. Styl autorki bardzo fajny, lekki, przystępy, ale nie za prosty, dzięki czemu czytanie było czystą przyjemnością. Co tu dużo mówić, ja jestem bardzo zadowolona i podobała mi się ta historia, więc wam ją POLECAM.