Któż z nas nie słyszał o straszliwym ataku na Pearl Harbor na Hawajach w 1941 roku? Uczyliśmy się o tym tragicznym wydarzeniu w szkole, dostępne są o nim liczne książki i filmy. W “Latających aniołach” właśnie podczas historycznego nalotu na bazę wojskową w USA, ginie ktoś bliski głównym bohaterkom, Audrey i Lizzie. Ta śmierć daje początek opowiadanej historii. Po przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do wojny, od tej pory nazywanej światową, dziewczyny zgłaszają się do wojska i wkrótce zostają przydzielone do pomocy przy ratowaniu z frontu rannych przez powietrzne dywizjony ewakuacji medycznej. W bazie wojskowej, gdzie odbywały one wstępne szkolenie przed wypłynięciem do Anglii, poznają inne, podobne sobie, dzielne, młode kobiety, z którymi później z zaangażowaniem i ogromną skromnością ratują żołnierzy z frontu.
Trudno uwierzyć, ale jeszcze nigdy nie czytałam żadnej książki spod pióra, jakże popularnej i poczytnej autorki powieści dla kobiet, Danielle Steel. Pisarka ta ma na swoim koncie ponad sto dzieł, a większość z nich to bestsellery zajmujące niezmiennie pierwsze miejsca na listach, co zapewniło jej nawet wpis do Księgi Rekordów Guinnessa. Aż wstyd się przyznać, że choć to nazwisko często przewijało się gdzieś w tle mojego czytelniczego życia, dotychczas żadna z pozycji nie skusiła mnie na tyle, żeby po nią sięgnąć. Dlatego bardzo się cieszę, że “Latające anioły” trafiły pod moje skrzydła, bo to nasze spotkanie było nader udane i z pewnością sięgnę w przyszłości po inne bestsellery tej pisarki.
W swojej najnowszej książce Pani Steel pokazuje podział ról społecznych kobiet i mężczyzn w latach trzydziestych i czterdziestych poprzedniego wieku. Podkreśla wielokrotnie jak mocno były wtedy ograniczane kobiece horyzonty i to w stosunkowo liberalnym państwie. Mężczyzna posiadał niczym nieograniczoną wolność, kobieta zaś musiała wpasować się w sztywne, patriarchalne ramy, lokujące ją głównie w roli żony i matki, niekiedy mniej wykształconego pracownika. Główne bohaterki, Audrey i Lzzie chciały od życia czegoś więcej niż bycie gospodyniami domowymi, nie zgadzały się na to, co zostało im przygotowane w męskim świecie i konsekwentnie nie dały się zamknąć w konwenansach.
Poruszone są też inne problemy zajmujące wysokie podium w ówczesnych latach, czemu można się bliżej przyjrzeć dzięki poznaniu kolejnych bohaterek. Alex i Louise, również muszą mierzyć się ze swoimi trudnościami. Jedna przeciwstawia się hermetycznemu środowisku amerykańskiej socjety, zapatrzonemu w swój własny nos i nie rozumiejącemu jej potrzeby niesienia pomocy, a druga z uprzedzeniami rasowymi i segregacją społeczną.
Prudence to odważna, starsza rangą, wykwalifikowana pielęgniarka. Córka angielskich patriotów z arystokratycznym rodowodem, którzy w ramach akcji ewakuacyjnych z miast na wieś, przyjęli pod swój dach wiele dzieci. Jako ostatnię poznajemy Emmę, współlokatorkę Pru, równinież Angielkę, jednak pochodzącą ze skrajnego “obozu” w stosunku do przyjaciółki, z East Endowskich slumsów. Była sierotą i choć dorastała w skrajnie trudnych warunkach, to determinacja, aby polepszyć swój status, pomogła jej w pozostawieniu zabiedzonego półświatka za sobą.
Jak widać dziewczyny dzieliło prawie wszystko, a łączyła wspólna praca w ekstremalnie ciężkich warunkach oraz chęć niesienia pomocy innym. Walczyły ramię w ramię o każdego żołnierza, mocno przeżywając utratę każdej duszy. Jednocześnie wszystkie charakteryzowały się sympatycznym usposobieniem i poczuciem humoru, jakże potrzebnym w otaczającej je rzeczywistości. Przyjaźnie, które zrodziły się między tą szóstką były czymś ponadczasowym i nie zważającym na stereotypy. Towarzyszymy im w brawurowych akcjach ratunkowych, gdzie swoją dzielnością niejednokrotnie przewyższają mężczyzn, udowadniając tym samym, że kobiety wcale nie powinny kryć się w ich cieniu. Czy wszystkim uda się powrócić do domów?
Powieść jest napisana bardzo przystępnym językiem, nie ma w niej trudnych zawiłości językowych i każdy czytelnik swobodnie się w niej odnajdzie. Niestety nie obyło się w treści bez drobnych zgrzytów stylistycznych, prawdopodobnie przez kwestię tłumaczenia, skutkiem czego niektóre zdania źle w moich uszach brzmiały po polsku. Pojawiały się też liczne powtórzenia i uproszczenia, ale dla osób mniej na nie wrażliwych mogą być nieuchwytne. Książka jest naprawdę łatwa w odbiorze, bardzo szybko się ją czyta, ma wciągająca fabułę i klarowne bohaterki które naprawdę polubiłam.
“Latające anioły” to piękna historia, stojąca wysoko w swoim gatunku, choć nie jest to literatura wybitna. Pielęgniarki, te ciche anioły, bezinteresownie ratowały istnienia innych, same pracując pod ogromną presją i w stanie zagrożenia własnego życia.
Jest to historia niosącą pokrzepienie, pokazująca, że zaraz obok ogromnego zła kryje się też wielkoduszne dobro. Chwyta za serce i gra na emocjach Czytelnika. Mówi o tym, jak siła charakteru i miłość do bliźniego mogą sprawić, że nie traci się wiary w ludzkość patrząc na ogrom cierpienia jakie niesie ze sobą wojna.