„Bree Despain znów mistrzowsko łączy ekscytujący romans z szaloną akcją w zapierającym dech w piersiach sequelu Dziedzictwa Mroku!” głosi napis z tyłu naprawdę interesującej, przyciągającej wzrok i estetycznej okładki „Łaski Utraconej”.
Do odrobinę „pustego” świata, który poznajemy w pierwszej części, autorka dodała tym razem wielu nowych bohaterów. Poprzez barwne opisy, zdecydowanie rozwinęła też wątek fantasy. Poznajemy nowe demony, a akcja pędzi na łeb na szyję już od pierwszych stron książki. Spokojna, dobrze ułożona i zawsze postępująca słusznie Grace, ukochana córka pastora, uczy się… walki! Dosłownie niczym Buffy, Pogromczyni Wampirów ze znanego serialu telewizyjnego. Na stronach książki leje się krew. Wyraźnie zarysowana jest przemiana głównej bohaterki. Osobiście uwielbiam powieści, w których bohaterowie ewoluują, a nie są jedynie pustymi skorupami, o ściśle określonym charakterze. Żal mi tylko, że jej rodzina przestała być taka idealna i stała się zwykła, ludzka, z codziennymi problemami i lekko skopaną psychiką.
Uwaga dla czytających dziewczyn – w książce trochę brakowało Daniela, a już na pewno tego samego, co w pierwszej części, niegrzecznego, a jednocześnie troskliwego i pełnego czułości chłopaka. Prawie cała akcja skupia się tylko i wyłącznie wokół Grace, Talbota i poszukiwaniu brata dziewczyny. Naprawdę wiele jest na temat jej nowego, tajemniczego przyjaciela. Nie byłam jednak zawiedziona. Szczerze mówiąc, powieść napisana jest w taki sposób, że ciężko jest powiedzieć cokolwiek na temat treści, nie zdradzając jednocześnie fabuły. Mogę jednak, zaraz obok kilku banałów i oczywistości, obiecać rwącą rzekę niespodzianek.
Wiele wydarzeń z książki łatwo dało się przewidzieć, co jednak mimo tego, nie odbierało im smaku. Za to zakończenie – zupełnie zaskakujące! Szkoda, że pierwsza i druga część wyszły od siebie w takim oddaleniu czasowym, ponieważ czytając, trzeba było przypomnieć sobie niektóre rzeczy (w powieści nie było zbyt wielu „powrotów do przeszłości”). Jednak i tak książka ukazała się stosunkowo szybko, w porównaniu do niektórych (nigdy nie dokończonych w Polsce) serii, za co wielkie brawa należą się Galerii Książki. Można być naprawdę zadowolonym ze sprawności wydawnictwa. Zwłaszcza, że tłumaczenie jest dobre, a korekta wręcz wyśmienita. W każdym razie pierwsza i druga część są bardzo ścisła całością, jakby po prostu historia została przedzielona w połowie, żeby mógł powstać drugi tom. Dlatego szczerze radzę przed lekturą przypomnieć sobie „Dziedzictwo mroku”.
„Łaskę utraconą” mogę określić jako książkę akcji, fantastykę i romans z humorem. Do tego pisana jest tak przyjemnie i lekko, że ciężko się od niej oderwać. Pod kontem fabuły i kreacji głównych bohaterów, książka jest niemal perfekcyjna! Nie trzeba się nad nią specjalnie zastanawiać, ale dzięki temu czytanie jest po prostu rozrywką, a nie wysiłkiem intelektualnym. Do tego na papier wylało się całe morze emocji. Bardzo bym chciała, żeby już wreszcie wyszedł trzeci tom. Niezmiernie boli mnie to, że znowu trzeba na kolejną część czekać!
Recenzję chciałam zacząć od wypisania minusów, był z tym jednak pewien problem. Nie potrafiłam się żadnych doszukać. Mimo tego, że osobiście nie przepadam za pierwszoosobową narracją, ponieważ moim zdaniem ogranicza ona punkt widzenia, tutaj, tak jak i w pierwszym tomie, w ogóle mi nie przeszkadzała. Zaczęłam więc szperać po sieci, sprawdzając co o książce sądzą inni. Nie znalazłam niczego! Ani jednej negatywnej opinii. Wygląda na to, że druga część powieści, zbiera same pochwały. Może jednak nie szukałam zbyt starannie albo jest to przekręt ze strony reklamujących powieść mediów? No cóż… o tym musicie przekonać się sami. Szczerze polecam i uprzedzam, że książka może wywołać skutek uboczny, taki jak nieprzespana noc.