„Las Zębów i Rąk” to debiutancka powieść Carrie Ryan wydana przez Papierowy Księżyc. Książka robi wrażenie na czytelniku od pierwszego momentu – czyli od chwili, kiedy bierze się ją do ręki. Niebanalna, ładnie wykonana okładka wyróżnia książkę spośród wielu innych i sprawia, że czytelnik czuje się zainteresowany zawartością. Muszę przyznać, że ja sama przez dłuższą chwilę po prostu przyglądałam się jej, tak duże na mnie zrobiła wrażenie.
Przygotowując się do napisania tej recenzji, wypisywałam w zeszycie plusy i minusy książki. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu wyszło więcej minusów. Są to drobne rzeczy, ale mimo wszystko przeszkadzały mi. Plusy za to są równie wielkie jak marzenie głównej bohaterki o oceanie.
O książce z pewnością nie można powiedzieć, że jest nudna. Akcja toczy się szybko, co powoduje, że po książkę sięga się chętnie, chce się czytać dalej. W dodatku, co ważne, czyta się ją z przyjemnością, a lektura nie męczy. Niestety, być może ze względu na brak doświadczenia, autorka popełniła parę błędów.
Po pierwsze, opisów zawarła jak na lekarstwo, przez co czytelnik nie tyle zagłębiał się w świat przedstawiony, co ślizgał po jego powierzchni. To moim zdaniem największa wada „Lasu Zębów i Rąk”, a tak dobry pomysł na powieść (bo moim zdaniem był rzeczywiście fantastyczny) można było zdecydowanie lepiej wykorzystać. W dodatku wielokrotnie zetknęłam się z powtórzeniem sformułowania „część mnie…(chciała/wierzyła itp.)”, a także… z błędem rzeczowym. O ile mi wiadomo, z kuszy strzela się bełtami, a nie strzałami.
Carrie Ryan stworzyła też interesujące postacie, ale miałam wrażenie, że w ogóle ich nie rozbudowała, a szkoda, bo miałam ochotę bliżej je poznać. Nie mogłam też pogodzić się z tym, że imię pełnej życia, dynamicznej bohaterki, nieco szalonej, pewnej siebie i zdecydowanej brzmi Mary. Byłam mocno zawiedziona, że imię nie jest równie wyraziste co postać. Nieco irytowały mnie dziwne zachowania postaci, nieadekwatne do różnych sytuacji, ale kładłam to na karb niedoświadczenia autorki. Szkoda również, że pomysł na skomplikowany związek miłosny został niezbyt dobrze poprowadzony. Cały czas czekałam na rozwinięcie, ale się rozczarowałam. Wracając jednak do głównej bohaterki – duży plus za to, że poczułam się, jakbym ją znała. Mary jest bliska czytelnikowi (jest to po części zasługa narracji pierwszoosobowej), co na pewno zachęca do sięgania po lekturę, sprawia, że zastanawiamy się, co my wybralibyśmy na miejscu bohaterki – bezpieczeństwo czy marzenia.
Książka, to pewne, ma klimat. Wioska, według Siostrzeństwa jedyne i ostatnie skupisko ludzi otoczone siatką – jedyną barierą między ludźmi a Nieuświęconymi – wywarła na mnie duże (pozytywne) wrażenie. Za ogrodzeniem rozciągał się Las Zębów i Rąk. Główna bohaterka niespodziewanie otrzymuje szansę spełnienia swoich marzeń, ale w zamian musi poświęcić bardzo wiele. Nie jestem pewna, czy dokonała słusznego wyboru, czy jest z niego zadowolona i to sprawia, że po lekturze odczuwam pewien niedosyt.
Odnoszę jednak wrażenie, że „Las Zębów i Rąk” zapamiętam na długo, bo jest to książka nieograniczona przez utarte schematy, niemniej próżno się w niej doszukiwać jakiejkolwiek głębi. Ot, przyjemne i wciągające czytadło dla młodzieży.
Podsumowując: nie jest to literatura wysokich lotów, ani w żaden sposób wymagająca, ale z pewnością osoby szukające sposobu na miłe spędzenie czasu z lekką, przyjemną i wywołującą dreszczyk emocji lekturą nie będą zawiedzione.