Gwoli przypomnienia: Palmiry to wieś znajdująca się w północno-wschodniej części Puszczy Kampinoskiej. Początki miejscowości sięgają XIX wieku; to tutaj odbyła się gehenna cywilnej ludności polskiej i żydowskiej, więźniów Pawiaka. Ale nie tylko. Opisywane wydarzenia rozegrały się między grudniem 1939 a lipcem 1941 roku. Niemcy w ramach tzw. Akcji AB (Nadzwyczajna Akcja Pacyfikacyjna, przeprowadzona na terenie Generalnego Gubernatorstwa między majem a lipcem 1940 roku) rozstrzelali około 1700 naszych obywateli, ale też Żydów. Wśród eksterminowanych znajdowali się intelektualiści, ludzie kultury. Naziści nienawidzili inteligencji, wszelkie środki ich eliminacji były dozwolone, włącznie z unicestwieniem, wyniszczeniem.
Pamiętać trzeba, że Warszawa była ośrodkiem życia społeczno-kulturalnego; znajdowało się tam ponad 900 szkół, wyższych uczelni, sporo bibliotek czy muzeów.
Miejscem kaźni była niewielka polana znajdująca się kilka kilometrów od szosy modlińskiej, tuż przy drodze do wsi Pociecha. Zatem odległość do centrum stolicy wynosiła 30 kilometrów. Co stanowiło element chorego planu fanatycznych hitlerowców; bowiem do tego zbiorowego morderstwa przygotowali się już od dawna. Kilka dni wcześniej przygotowywano zbiorowe mogiły, karczowano okoliczne drzewa, aby powiększyć teren. 8 października 1939 r. uprowadzono 354 warszawskich księży katolickich, duchownych. Uznano, ze względu na Postawę pełną polskiego szowinizmu, stanowią zagrożenie dla Niemców. Pierwsze mordy miały miejsce 7 i 8 grudnia 1939 roku.
Kolejna egzekucja odbyła się 14 grudnia, rozstrzelano 46 osób, w tym dwie kobiety. Ale to nie był jeszcze koniec, bowiem do końca roku zamordowano jeszcze siedemdziesiąt osób. Następna dekapitacja miała miejsce 26 lutego 1940 roku, stracono 190 osób. W kwietniu tego samego roku miało miejsce zabójstwo dwóch żołnierzy niemieckich; w odwecie zgładzono sto osób przetransportowanych z Pawiaka i więzienia mokotowskiego. Wykonano wyrok na 34 mężczyznach w wieku od 17 do 60 lat, pojmanych po konfrontacji policji z polskimi konspiratorami. To był koniec pierwszej akcji eksterminacyjnej.
Za ten temat zabrał się Mariusz Nowik i czyni to w sposób bardzo udany. Jego opowieści nie są subtelne, bo nie o to w tym chodzi. Z całą mocą uwypuklają bezsilność ofiar i nieludzkość oprawców. Świat miał nigdy nie dowiedzieć się o tym okrucieństwie, stało się inaczej. Treść jest realistyczna, nikogo nie pozostawiając obojętnym; nie jest to lektura łatwa. Dodatkowo potęgują to zdjęcia. Nie wolno nam odwrócić wzroku.
Nieco zbeletryzowania forma niejako znajduje uzasadnienie, pozwala dogłębnie poznać istotę dramatu. Obraz ukazany przez dziennikarza jest bardzo plastyczny, prezentujący strach, niepewność i obojętność. Obojętność, za którą przyjdzie zapłacić wysoką cenę. I trudno wyobrazić sobie emocje więźniów, czekających na śmierć.
Oddali nam papiery, oddali mi futro, gdzieś nas wywożą, dokąd?
Autor zamieścił szczegółową listę ofiar rozstrzelonych w Palmirach; nazwiska znane (Maciej Rataj) i nieznane. I to była Banalność zła,o której pisała Hannah Arendt. O tej lekturze nie wolno zapomnieć.
Szli tędy kiedyś płaczący, jałowiec ich za poły szarpał. Od lat leżą tu rozstrzelani, w głębokim milczeniu ziemi.