Z każdą kolejną porażką polskich piłkarzy, wielu kibicom przychodzą na myśl wspomnienia dawnych, złotych lat polskiej piłki nożnej. „Orły Górskiego”, które zapisały najpiękniejszą kartę w historii tego sportu, były w rzeczywistości grupą utalentowanych, młodych mężczyzn, dla których jedyną miłością była piłka. Wśród tej słynnej jedenastki prym wiódł on – Starogardzianin z sercem zaprzedanym futbolowi – Kazimierz Deyna. Po latach biografia tego piłkarza napisana przez Stefana Szczepłka doczekała się wznowienia, dzięki któremu zwłaszcza młodzi czytelnicy mogą dowiedzieć się, jak narodziła się legenda gracza z numerem 10.
Już na wstępie należy zaznaczyć, że za napisanie biografii Deyny wziął się „właściwy człowiek”. Stefan Szczepłek – piłkarz nazywany Białym Pele, dziennikarz sportowy, a prywatnie przyjaciel Deyny, jest jedną z osób, która śledziła niemal całą karierę tego zawodnika. Stosunek obu panów oparty początkowo na relacji nauczyciel-mistrz zaowocował prawdziwą więzią, dzięki której po latach powstała książka pt.: "Deyna, Legia i tamte czasy". W zasadzie trudno określić, czy to na pewno biografia. Co prawda, autor przedstawił czytelnikowi kolejne szczeble kariery Kazimierza Deyny, ale naświetlił mu również historię Centralnego Wojskowego Klubu Sportowego, który z czasem uzyskał miano Legii. Te wszystkie informacje Szczepłek znakomicie wkomponował w tło niezwykłej epoki w dziejach Polski, jaką były czasu PRL-u. Jest więc to twór na poły biograficzny, na poły historyczny i być może przez to jeszcze bardziej atrakcyjny w odbiorze.
Historia życia Deyny rozpoczyna się 23 października 1947r. w Starogardzie, który niedługo później otrzyma przymiotnik „Gdański”. To tam młody piłkarz stawiał pierwsze kroki trenując w drużynie miejscowego Włókniarza. Jego talent i poparcie pierwszego w życiu trenera: Henryka Piotrowskiego nie pozwoliły Kazikowi marnować się w tym mało znaczącym klubie. Jako nastolatek wyjechał więc do łódzkiego ŁKS-u, by później, niemal z przypadku trafić do Legii. Tam poznał Jaroslava Vejvodę, kolejnego trenera, który stał się jego mistrzem. To właśnie były selekcjoner Dukli Praga stworzył najlepszą w historii drużynę Legii, w której skład wchodzili m.in. Deyna, Brychczy, Blaut, Żmijewski, Pieszko czy Gadocha. Jedenastka Vejvody była na boisku nie do pokonania, a jej kapitan Kazimierz Deyna znany ze swoich „rogali” i „kaczek” niemal w każdym meczu strzelał dla drużyny kolejne gole. Tak mijały cudowne lata 70. polskiej piłki nożnej. Aż do roku 1979, kiedy Deyna postanowił wyjechać do Anglii. Miejscowa drużyna Manchesteru City kupiła najlepszego polskiego piłkarza za niewielkie pieniądze. Od tej pory dobra passa Deyny zaczęła się zmieniać. Piłkarz nie potrafił odnaleźć się w angielskim klubie. Trudno uwierzyć, że zawodnik, który przez trzynaście lat zagrał w Legii 305 meczów, w angielskim MC większość czasu spędził na ławce rezerwowych. Ta drużyna na pewno nie była szczytem jego marzeń. W poszukiwaniu innych perspektyw Deyna trafił do Stanów Zjednoczonych. Tam w klubie San Diego Sockers grał ostatnie mecze w swoim życiu. W Ameryce prowadził także szkółkę piłkarską, którą zawsze chciał otworzyć w Polsce. Mimo tych planów, do swojego kraju już nie wrócił. Powody finansowe i zwykłe poczucie życiowej porażki skutecznie stawały mu na drodze do ojczyzny.
Najtragiczniejsza karta życia Deyny zapisana została 1 września 1989 roku. Wtedy to w ułamku sekundy zgasła iskierka jednego z najsłynniejszych polskich piłkarzy. Zginął w wypadku samochodowym, którego przyczyny do dziś budzą kontrowersje wśród bliskich mu osób. Po 42-letnim życiu piłkarza pozostało wiele pamiątek i odznaczeń, dzięki którym powstała książka "Deyna, Legia i tamte czasy". Publikacja ta przetykana mnóstwem kolorowych i czarno-białych zdjęć z życia Kazimierza Deyny jest niezwykłą pamiątką talentu, który zdarza się raz na kilkadziesiąt lat. Od pierwszych stron tej pozycji idziemy śladem życia Deyny i nawet nie zauważamy, kiedy nadchodzi jego nieoczekiwany kres.
Choć moja wiedza na temat piłki nożnej nie jest zbyt wielka, to muszę stwierdzić, że od książki Stefana Szczepłka nie sposób się oderwać. Deyna z okładki gotowy do strzału w światło bramki i ten, który wiele razy pojawia się na kartach książki, zaprasza nas do lektury swojego życia. Jego rozbrajający uśmiech, którym czarował kobiety, nadal ma siłę oddziaływania. Jesteśmy więc widzami kolejnych meczów Deyny i razem z nim przeżywamy jego sukcesy i porażki, by ostatecznie wziąć udział we wzruszającej ceremonii pogrzebowej jednego z „Orłów”, a po latach odwiedzić wystawę ku jego czci powstałą w rodzinnych Kociewach.
Ta książka to piękna opowieść o życiu i pasji jednego człowieka- legendy, który dzięki swoim marzeniom zaszedł naprawdę daleko. Legendy mają jednak ten urok, że zawsze są aktualne. Miejmy nadzieje, że taka legenda jak postać byłego gracza Legii będzie dzięki książce Szczepłka trwała jeszcze przez wieki. Tylko wybitni zawodnicy doczekać się mogą takiego pomnika literackiego, jakim Stefan Szczepłek upamiętnił Kazimierza Deynę.
W zasadzie te wszystkie peany na cześć książki "Deyna, Legia i tamte czasy" są niepotrzebne. Wystarczy tylko krótka opinia Jerzego Pilcha:
"Najlepszy w Polsce piszący o futbolu autor,
o najlepszym w dziejach polskiej piłki nożnej futboliście".