Szukając w czasie sierpniowych upałów lekkiej wakacyjnej lektury, sięgnąłem po ten kryminał PRL-owski napisany w połowie lat 50. a dziejący się w 1953 roku. Intryga jest taka, że dzielny kapitan Gleb wraz z całą armią współpracowników ściga złodziei tekstyliów; chodzi o kupony materiałów odzieżowych wykradzione z magazynów w Bielsku-Białej i Łodzi. Sprawa jest poważna, bo, jak mówi przełożony kapitana: „Przypuszczam, iż zdajecie sobie sprawę ze społecznego znaczenia tej afery. Aparat dystrybucji ma wiele niedociągnięć; w tym wypadku partia zrabowanych towarów przyczynia się do powiększenia trudności na rynku, zmniejsza wiosenną pulę towarową...” Takie to wtedy były afery kryminalne...
Złodziejską szajką kieruje piękna i bezwzględna kobieta, zwana Królewną, nikt jej nie widział, a wszyscy się jej boją, nawet starzy przestępcy. Właściwie cała książka opowiada o pogoni Gleba za Królewną, oczywiście zakończonej sukcesem, ale po drodze wiele się dzieje.
W czasie lektury bliżej było mi do śmiechu niż do zaciekawienia rozwiązaniem zagadki kryminalnej. Niby opisuje Piwowarczyk Polskę lat 50. ale wszystko w niej jakieś dziwne, mało realistyczne. Na przykład tak pan kapitan przedstawia rewizję w domu podejrzanego: „Koledzy zajmujący się rewizją postępowali w sposób taktowny, starając się utrzymać ład i porządek. Pozamykali z powrotem w obecności właścicieli szafy i szuflady w komodach, wygładzili posłania łóżek. Jeden z dwu, którzy przypadkowo uszkodzili wielką torbę papierową zawierającą melinowany przez kogoś w nadziei na wojnę cukier — sklejał właśnie uszkodzenie poloplastem.” Już to widzę: milicjant skleja torbę, ucho od śledzia!
Poza tym książka ma specyficzny styl, wprowadza bowiem autor elementy komunistycznej nowomowy, co daje efekt humorystyczny, parę próbek; kolega Gleba atakuje go na naradzie milicyjnej: „Są między nami tacy, którzy zamiast stosować system realistyczny — zajmują się bredniami. O was mowa, kapitanie Gleb, i o waszej... Królewnie!” Stosować system realistyczny, dobre... Dalej, kapitan Gleb zatrzymuje podejrzanego w sprawie: „Przyjrzałem mu się. Należał z całą pewnością do tak zwanej prywatnej inicjatywy. Był dość inteligentny, jak się to mówi gładki i dobrze wychowany.” Ciekawa charakterystyka prywatnej inicjatywy... I jeszcze, mówi kapitan Gleb „Nawykły do faktów zakotwiczonych w rzeczywistości, początkowo zachowywałem się spokojnie.” Ciekawym faktów niezakotwiczonych w rzeczywistości... Takich kwiatków jest w książce więcej.
W sumie to bardziej kuriozum niż pełnoprawna powieść kryminalna, pozycja tylko dla amatorów.