Tesco jest wszędzie?
Nie, to poezja jest wszędzie. Wystarczy się rozejrzeć.
Udowadnia to tomik Wojciecha Brzoski. Udowadnia i zaskakuje, bo – szczerze mówiąc – przeczytawszy tytuł spodziewałam się raczej poezji zaangażowanej społecznie, o wyraźnym antyglobalistycznym zabarwieniu. Tymczasem autor serwuje czytelnikowi zbiór tekstów z różnych lat, które łączy jedno – rzadko już we współczesnym, rozwrzeszczanym świecie spotykany nastrój lirycznej refleksji nad nieuchronnie przemijającym światem.
W ten refleksyjny nastrój wprowadza już pierwszy tekst – „Znicz” – przejmujący w swej prostocie obraz wizyty na cmentarzu ojca i syna odwiedzających grób dziadka. „Mój dziadek od roku sypia gdzie indziej” – stwierdza postać mówiąca w wierszu, jakby z dziecinnym zdziwieniem, że tak w ogóle może być – że porządek świata może się tak odwrócić i ten, kto do tej pory był w nim ważną osobą – nagle znika, przeprowadziwszy się do innego świata.
Wydaje się, że Śmierć to naprawdę dobra znajoma podmiotu mówiącego. Pojawia się często, a to jako młodzieniec w czarnej podkoszulce, odwiedzający babcię, to znów w osobach staruszek – sąsiadek mieszkających nieopodal, starych kobiet tłoczących się w autobusach – czyli tych, które już tylko na Śmierć czekają i na które Ona, nieprzejednana, też czeka. Zupełnie, jakby Jej widmo towarzyszyło człowiekowi w każdym momencie życia, nawet w tych najszczęśliwszych. Zresztą – jak poświadcza to smutna wizja z wiersza „Druga strona wieczności” – nigdy do końca nie wiadomo, kiedy nastąpi spotkanie z Nią. Kiedy przejdzie się właśnie na ową drugą stronę i zacznie sypiać gdzie indziej. Gdzie indziej – czyli na cmentarzu, pod klepsydrą, które to miejsce dopełnia katalog tanatologicznych skojarzeń Brzoski.
Z podobną siłą uobecnia się jednak w tych tekstach również Życie. Upływające na poszukiwaniu Poznania – jak w zaskakującym, króciutkim wierszu – metaforze „Po kolei”. I na rozmowach z Panem – niekiedy pokornych, niekiedy zaś buntowniczych modlitwach, które tak mi przypominają moje własne.
Człowiek rozpięty między tymi dwoma biegunami – Śmiercią i Życiem (tak, właśnie w tej kolejności) – może robić tylko jedno. Patrzeć. Obserwować. Czyli – poznawać świat, chłonąć go i próbować zrozumieć, nim przeminie na zawsze i zniknie. Nie ma sensu bunt, nie ma sensu strach. I stąd pewnie bierze się ów spokój, gdy mowa o sprawach nawet najbardziej ostatecznych.
Ale „Tesco jest wszędzie” zadziwia nie tylko spokojem. Duże wrażenie wywiera umiejętne żonglowanie słowami, igranie z utartymi – i przez to zużytymi już – znaczeniami, dobieranie ich w taki sposób, że – jak już wcześniej wspomniałam – odkrywają one przed czytającym nowe sensy. To wyższa szkoła metaforyki pozbawionej barokowych udziwnień i zbędnych ozdobników, czerpiącej wprost z kipiącej materii rzeczywistości i przetwarzającej ową rzeczywistość w dowolny sposób. Toteż, czytając teksty Wojciecha Brzoski, niejednokrotnie zastanawiałam się, jak mogłam pewnych spraw dotychczas nie zauważać? Dlaczego to, co tak oczywiste, dotychczas mi umykało?
Zwróćcie uwagę na te wiersze, jeśli kiedykolwiek wpadną Wam w ręce albo gdzieś ujrzycie nazwisko Wojciecha Brzoski. Przyjrzyjcie się im, wgryźcie w nie mocno. Tak, żeby spod ich skórki trysnął sok poezji – jak z soczystej pomarańczy. Posmakujcie, a później popatrzcie dookoła – uważnie i ostrożnie.
Widzicie? Poezja jest wszędzie. Wystarczy się rozejrzeć.