Są książki, których fabuła zatrzymuje cię i zmusza do notorycznego myślenia o tym, co wyczytałeś i o uczuciach, jakie w tobie obudziła. I to myślenie czasem naprowadza cię na filmową historię, która w jakiś sposób łączy się z powieścią. Że niektóre filmowe nitki spajają się z książką, wiążą ją jak prezent literacki. „Dom Głuchego” wywołuje tego typu myślenie i szukanie. Rodzina. Przeszłość wchodząca w teraźniejszość. I dom, którym kiedyś był mój, ale dzisiaj to obce i nieznane mi miejsce.
„Początek jest trudny
zwłaszcza gdy już wiemy
że pierwsze nie jest pierwsze”.
Pierwsze przekroczenie progu boli i dźga nożem gdzieś w środku. To jak wejście do pustego, grającego ciszą domu, zamknięcie drzwi za sobą i nagły, przeszywający głos kukułki oznajmiający kolejną godzinę tego dnia. Kukułki, która zawsze w tym domu to robiła, która przeżyła wszystkich i ciebie pewnie też... Ta filmowa scena z jednego z filmów Xaviera Dolana idealnie pasuje do powrotu Adama Trnovsky`ego do Brezan, na którego spadł obowiązek posprzątania po zmarłym ojcu. „Wpuszczam sobie w żyły dawki cudzych (lat) i czekam aż się rozejdą po kościach i narządach”. Te ściany, których tak za dziecka nienawidził, i z których uciekał, by potem chcieć wrócić. Ten dom był jak pępowina i okazuje się, że jest nim do dzisiaj. Nadal nieprzecięta. Nadal wołająca dziecko do domu, do matki, do rodziny, do taty. Wszystko było, odeszło, zostałeś ty i historia i graty i nie twoje rzeczy wysypujące się z zakamarków domu, których wolałbyś nigdy nie poznać i nie dotykać. Adam, dorosły dzisiaj mężczyzna, sprząta swój dawny dom, ale te porządki to też samowolne grzebanie w życiorysie ojca, poważanym lekarzu, Alfonzo Trnovskym. Na jaw wychodzą jego donosy do StB (Służb Bezpieczeństwa), ludzkie kości zakopane w ogrodzie, dostatnie życie, jakie prowadził. To wszystko w kontekście faktów historycznych, przemian, politycznych gierek, czy II wojny światowej. Prawda o bliskich poznana po latach okazuje się bardzo trudna, wyzwala tłumione emocje, rośnie napięcie, jakaś niewysłowiona złość i furia. Ożywają dawne żale, wzajemne pretensje, piętrzą się niewyjaśnione sprawy z przeszłości.
Pojawiają się myśli jak widma, które zostają i nadal odciskają na tobie piętno. Zastanawiasz się nad tym, co czytasz i nad sobą jednocześnie. Czytasz o ludziach poszukujących siebie, żyjącymi marzeniami, czymś co chcieliby, a czego ciągle im brak. Pełnia miesza się z niedosytem, gorycz z radością. Ciągle wycierasz łzy, bo losy ludzi podążają tą samą ścieżką, co losy kraju. Czujesz się, jak literacki podróżnik,, którego przystanki wyznaczają epizody bohaterów „Domu...”. Czytasz i musisz robić sobie postoje. Co kilka stron zamykasz tę książkę, by rozsmarować w sobie przeczytane słowa, by je w sobie ułożyć i zatrzymać.
Treść „Domu Głuchego” wchodzi w ciebie wszystkimi szczelinami i tnie cię na rozgrzane plastry. Ta powieść ma w sobie tyle emocji i historii, że musisz czasem - dla wyciszenia emocji - odkładać ją, by zaraz sięgać ponownie. Czytaj z ołówkiem w ręku i wyłapuj słowa, których połączenie cię zatrzymuje. Zaznaczaj je, by do nich wracać i połykać je ponownie i by się nimi sycić. To „taniec po słowach” historii, do którego kroki rozpisał autor, Peter Kristufek.
„Dom Głuchego” pisany zwyczajnością tworzy tę smutną powieść o pustce, oderwaniu i niechcianych korzeniach. Wyczytane słowa moszczą się w tobie, układają. Znajdują własne miejsce i sens.
W tą powieść musisz „wkroczyć”, jak do domu. Będziesz szedł „korytarzami długimi i zimnymi i będziesz się nimi snuć bez końca w poszukiwaniu sensu”. Dawkuj sobie słowa, by mogły w tobie osiąść i budować coś w tobie. Coś, co wymyka się okiełznaniu, a co ma sens, który odkryjesz później. Przyglądaj, akceptuj i zachowaj pokorę wobec „Domu Głuchego”.
#agaKUSIczyta