„Kukułka” mnie pozytywnie zaskoczyła. Pochłonęła mnie zarówno fabuła jak i urzekł sposób, w jaki została przedstawiona.
Powieść ta porusza niezwykle ważne i trudne tematy i zjawiska społeczne: niemożność posiadania dzieci, samotne macierzyństwo, problemy ze związaniem końca z końcem czy wręcz przeciwnie bogactwo i luksusy.
Wszystkie te wyżej wymienione przeciwieństwa uosabiają dwie główne bohaterki, bohaterki – przedstawicielki dwóch różnych światów, to dwie zupełnie odmienne bajki, ale żadna nie ma w sobie nic z tych radosnych i pozytywnych bajkowych aspektów.
Marta jest kobietą, której się w życiu „udało”. Ma świetną pracę, mieszka z mężem na luksusowym osiedlu, w planach mają budowę domu, niczego jej nie brakuje. Czy aby na pewno? Jest coś, czego pragnie najbardziej na świecie – dziecka. Wielokrotnie próby zawsze kończyły się poronieniem, morzem łez i długą walką z załamaniem nerwowym.
O tym, co posiada Marta marzy Iwona. Matka dwójki dzieci, zostawiona przez ich ojca, samotnie borykająca się z problemami dnia codziennego, walcząca o każdy grosz byle by tylko zapewnić dzieciom godny byt. Ona wciąż marzy, wciąż myśli o tym, jak wyglądało by jej życie gdyby pewne rzeczy potoczyły się inaczej. Ona widzi siebie właśnie w takim świecie w jakim żyje Marta.
Drogi tych dwóch nieszczęśliwych kobiet krzyżują się. Iwona zostaje surogatką, ma urodzić dziecko Marcie i jej partnerowi Filipowi.
Temat przewodni powieści jest wciąż otoczony milczeniem w Polsce. To sprawa dość trudna i kontrowersyjna. W kontekście powieści zastanawia mnie bardzo Marta i jej zachowanie. Rozpaczliwe pragnienie posiadania małej kruszynki, uzależnienie całego swojego życia od tego czy urodzi się dziecko czy nie. To niesamowite uczucia i nie mogę sobie wyobrazić co czuje taka kobieta. Ale nie jestem przekonana czy motywacja Marty jest do końca właściwa.
Marta otoczona matkami, dziećmi, ciągłymi rozmowami o dzieciach, ich potrzebach i problemach, czuje się osaczona, pod presją. Czuje złość i nienawiść do tych kobiet i według mnie nie rozumie do końca istoty macierzyństwa. Uważa się za odizolowaną, wyłączoną z życia w społeczeństwie, gorszą. Autorka chyba celowo uczyniła tę bohaterkę tak niejednoznaczną.
Antonina Kozłowska wykazała się genialnym zmysłem obserwacji. Przedstawione przez nią tło społeczno-obyczajowo-kulturowe jest idealnym odzwierciedleniem rzeczywistości. Jakże trafne komentarze dotyczące zwyczajów, nawyków, porządku w obecnym świecie.
O ile Czerwony rower rozczarował mnie zarówno w kwestii fabuły jak i formy i stylu, o tyle Kukułka zrobiła na mnie duże wrażenie. Jakby autorka zdecydowanie dojrzała. Temat ciekawy, bohaterki wyraziste – doskonałe portrety psychologiczne ( nie tylko Iwony i Marty ale również Filipa, odrzuconego przez ukochaną, traktowanego jako reproduktora), styl – pełen metafor, pełen dynamiki.
To powieść o wielkiej miłości do dziecka, nawet nienarodzonego dziecka, powieść o potrzebie spełnienia, o potrzebie miłości, o wielkiej sile tkwiącej w kobietach i o tym, czym w życiu kobiety są dzieci i jak wiele można dla nich poświęcić.
Są również niespełnione marzenia, dużo przeróżnych emocji: radości, ciepła, przyjaźni, życzliwości, przebaczenia, nadziei ale i smutku, bólu, rozpaczy, goryczy, złości i nienawiści.
Jest tu prawdziwe życie z jego trudnościami, cieniami i blaskami. Jest uniwersalna prawda o nie szukaniu szczęścia na siłę i nie szukaniu go gdzieś, gdzie go nie ma, bo czasem zdarza się przeoczyć ukryte gdzieś pod nosem szanse i możliwości.
Dała do myślenia, wcześniej nie zastanawiałam się głębiej nad zjawiskiem „wynajęcia brzucha”.