Przyjazd do Bee County dla rodziny Lantz'ów był bardzo stresujący- dziewczęta nie chciały porzucać swoich przyjaciół, ale dla matki, która w tej małej mieścinie miała wyjść za Stephena. Teraz, rok później, sytuacja jest już ustabilizowana. Debora wyszła za Fineasza, a pozostałe panny Lantz również znalazły swoje miejsce w małej społeczności. Wszyscy widzą spojrzenia Jesse'go, kierowane w stronę Leili. Nie wiedzą tylko, dlaczego chłopak wstrzymuje się od wzięcia jej na przejażdżkę. Szczególnie, że jego kuzyn Will także jest zainteresowany młodą Lantz'ówną...
Jesse, syn biskupa ich małego zgromadzenia powinien być tym, który wskazuje drogę amiszom. Czuje jednak, że takie życie nie do końca mu odpowiada. Chce coś zmienić, mimo że w jego sytuacji jest to jeszcze trudniejsze. Rozpoczyna się nieustająca walka serca i rozumu.
Jeszcze około miesiąca temu pisałam do Was odnośnie pierwszego tomu serii pani Irvin, Syn pszczelarza. Nie minęło wiele czasu, a już miałam okazję poznać kontynuację losów amiszów z Bee County. Czy emocje, jakie towarzyszyły mi wówczas, wciąż są aktualne?
Tym razem poznajemy bliżej młodszą Lantz'ównę, Leilę. Dziewczyna sama siebie określa jako niezdarną, nie tak piękną ani interesującą jak jej starsza siostra, Debora. Mimo tego wciąż ma nadzieję na szczęśliwe zamążpójście i stworzenie własnego domu. Zauważa zainteresowanie Jesse'go, a jego niezdecydowanie przypisuje własnym wadom. Nie zdaje sobie sprawy, że syn biskupa wie, czego chce, jeżeli chodzi o miłość- jedynie jego religijna droga staje się dla niego coraz bardziej wyboista. Jest rozdarty między dwoma opcjami- nigdy nie spodziewał się, że będzie jakakolwiek druga...
O ile tom poprzedni wciągnął mnie bez reszty, o tyle jego kontynuacja już nie do końca. Owszem, byłam zaintrygowana tajemnicą, jaką skrywał syn biskupa i szczerze powiedziawszy, fantazja w tym temacie ponosiła mnie bez reszty. Czy byłam rozczarowana rozwiązaniem? Nie, nie do końca. Myślałam co prawda, że to będzie coś mocniejszego, lecz to, co dla mnie jest "lekką" sprawą, u amiszów nosi już znamiona ogromnego problemu. Nie mogę zbyt wiele napisać, aby nie odkryć wszystkich kart tej książki przed Wami.
Polubiłam Leilę; mimo młodego wieku kojarzyła mi się z taką dobrą mateczką, która opatruje ranki na kolanach dzieci, a w sobotę jej dom pachnie szarlotką. Była taka... prosta, lecz w tej prostocie tkwiło wiele niepewności siebie, a zarazem siły. Ciekawa kombinacja, prawda?
Wspominałam o tym już wcześniej, dziś tylko powtórzę- amisze z serii książek pani Irvin mają niewiele wspólnego z rzeczywistymi. Owszem, również kierują się licznymi zasadami, aczkolwiek w wydaniu autorki są bardziej... łagodni? Zresztą sama Kelly Irvin informuje nas otwarcie o tym, że wykorzystuje amiszów do swojej serii, ale nie czerpała z ich życia pełnymi garściami. Pozwoliła sobie na odrobinę fantazji, tak więc nie traktujcie tej lektury jako prawdy objawionej o wciąż tak intrygującej i nie w pełni znanej nam społeczności.
Syn biskupa przyciągał mnie do siebie w nieco mniejszym stopniu niż jego poprzednik. Może to dlatego, że jeszcze nie ochłonęłam po Synu pszczelarza i te historie poniekąd zlewały mi się ze sobą, a może zazwyczaj tak jest z kontynuacjami- nie są już dla nas tak dużym zaskoczeniem, jak tom otwierający cykl. W każdym razie wciąż zamierzam towarzyszyć rodzinie Lantz'ów w ich życiu w Bee County.
Książkę znajdziecie u wydawnictwa Prószyński i S- ka.