W ostatnich dniach miałam ogromną potrzebę czytania różnych powieści, a głównie tych obyczajowych. Najwidoczniej zabrakło mi w moim czytelniczym życiu trochę realnych problemów, które mogą spotkać każdego z nas. Mój wybór padł więc na książkę, która niestety dość długo czekała na swoją kolej - Kształt dźwięku. Czy ta historia, pełna pięknych dźwięków mnie zachwyciła? O tym właśnie w tej recenzji.
Maria ma prawie czterdzieści lat i można śmiało rzec, że jest ona kobietą sukcesu. Wraz z mężem prowadzi antykwariat, który cieszy się sporym zainteresowaniem. Ich wspólne życie pozornie wygląda pięknie i idealnie, jednak za drzwiami ich domu odgrywają się prawdziwe dramaty. Wciąż powraca do nich temat dziecka, co powoduje narastające niepokój i kłótnie. Pewnego dnia Maria wybiera się na spacer i przypadkowo natyka się na piękną melodię, która przyciąga ją do równie pięknego, opuszczonego domu. Właśnie tam poznaje Jakuba - mężczyznę zagubionego, młodszego o ponad dziesięć lat oraz utalentowanego pianistę. Czym poskutkuje to przypadkowe spotkanie? Jakie sekrety mogą kryć się za ścianami starego domostwa?
Powiem Wam szczerze, że gdy zaczynałam czytać tę powieść, nie byłam pełna optymizmu. Początkowe strony były dla mnie dość nużące i niejasne, co wprawiało mnie w rosnącą irytację. Jednak, gdy przekroczyłam barierę kilkudziesięciu stron – nagle historia Marii i Jakuba zaczęła coraz mocniej wciągać mnie w swoje szpony. To, czego doświadczyłam podczas lektury tej powieści, długo nie zapomnę.
Główna bohaterka powieści, Maria, z początku nie wzbudzała mojej sympatii. Irytowało mnie to, że nie potrafi się ona wyraźnie postawić w pewnych sytuacjach. Dopiero jednak z czasem zauważyłam, że decydując się na raczej bierną aktywność, ona właśnie to robi – stawia się i robi coś na przekór. Kiedy to zrozumiałam, nabrałam niesłabnącego szacunku do tej postaci. Rozumiałam też jej rozterki oraz pewne wahania, które stety lub niestety często się zdarzają. Autorka bardzo dobrze wykreowała tę bohaterkę i myślę, że Maria może stać się inspiracją dla wielu kobiet, które tkwią w różnych relacjach, raczej im niesłużących.
Postać Mateusza, męża Marii również zasługuje na wspomnienie. Choć mężczyzna ten raczej nie zdobył mojej sympatii (w zasadzie to nie raczej, a na pewno) i pewnie niewielu czytelnikom przypadnie do gustu, to chciałabym zwrócić tu uwagę na jedną rzecz. Jego marzenie, którego spełnienia pragnął najbardziej na świecie, stało się jego obsesją. Zwróćmy uwagę na fakt, że to mężczyzna chciał tego, co zazwyczaj przypisywane jest jako marzenie kobiet. Cieszę się, że autorka poruszyła tutaj ten temat i tym samym pokazała, że wątek ten może dotyczyć tak naprawdę każdego.
Wybaczcie, że piszę tak dość enigmatycznie, ale staram się nie zdradzić nic, co jest istotne dla fabuły i co stanowi element zaskoczenia. Mogę jednak zdradzić, że pióro Pauli Er jest bardzo dobre, lekkie -choć w zasadzie opisuje ona niezwykle trudną i bolesną historię. Dzięki temu udało mi się pochłonąć tę pozycję przy jednym podejściu. O tym, że pod koniec nie mogłam po prostu oderwać wzroku od kolejnych stron, też muszę wspomnieć. Co tu się działo!
Jeżeli gustujecie w powieściach życiowych, obyczajowych i z chęcią sięgacie też po trudniejszą tematykę - ten tytuł koniecznie musi zwrócić Waszą uwagę. Zwłaszcza że oprócz Marii, Jakuba i Mateusza skrywa się tutaj coś jeszcze - coś, co zdecydowanie zaskakuje i równie mocno angażuje czytelnika. Zaciekawieni? W takim razie przy najbliższej okazji sięgnijcie po tę powieść.